wtorek, 16 października 2012

JEDYNY TRZEŹWY

fot.L.D.

JEDYNY TRZEŹWY

Lekarz powiedział, alkohol nie wchodzi w grę. Leki, które ma pan brać, mogą zaszkodzić, gdy pan sobie pozwoli. No, kieliszek czerwonego wina wieczorem na uspokojenie serca, ale to wszystko. I nie piję już cztery lata. Sam się z tego wydobyłem. Wiedziałem, albo wyląduję na śmietniku, albo będę żył. I teraz, patrz, jedzie dziadek z dalekiej Anglii, wiezie prezenty, wnuk samochodem przyjeżdża na lotnisko w Warszawie, a potem do Biskupca. Tam cały dom gości sproszonych. Opowiadanie, rozmowy, biesiada. Mam rodzinę, nie jestem sam.
A byłem już na dnie. Ale udało się dojechać do Anglii, znaleźć pracę. Jak się przydarzył wypadek, w którym połamałem w kilku miejscach nogę, myślałem, że po mnie, że nie wydobędę się już nigdy z kłopotów. No i patrz po trzech latach wywalczyłem wreszcie odszkodowanie i to takie, że mogłem sobie pozwolić na wykupienie akcji tej farmy. Szef powiedział, że przepisze mi wszystko w testamencie. Mam pracę, pieniądze, porządne mieszkanie, dwa samochody, dwa telewizory. Piękne panie zabiegają o moje względy. Jedna bogatsza od drugiej. Ale ja nie wchodzę w żaden związek. Moja wolność jest najcenniejsza.
A ty wiesz, jakie dziwaki z tych Anglików? Prowadzę taki mały sklepik na naszej farmie rybnej. Wiesz, kawa, herbata, haczyki, zanęty. O piątej rzucają wędki i do sklepiku, na herbatę. Z mlekiem oczywiście, he, he. I chodzą, celebrują, unoszą się. Na ścianach portrety naszych klientów z największymi okazami. Delektują się, pochłeptują herbatkę. Nasi musieliby wypić ze ćwiartkę, żeby się znaleźć w takim stanie uniesienia. A oni tę herbatę z mleczkiem.
Dziwadła z nich niezłe. Te ich kierownice po prawej stronie, okrągłe żółte skrzynki na listy, stuletnie budki telefoniczne. W środku wyposażenie najnowocześniejsze, a budka  sprzed dwustu lat. Albo tablice rejestracyjne, z przodu białe, z tyłu żółte. Mówię, dzięki temu wiedzą gdzie przód, gdzie tył, a oni ni diabła nie rozumieją dowcipu, nasi pękają ze śmiechu, a ci próbują tłumaczyć, że przecież widzą po kierownicy. Ech, Anglicy. Lecę samolotem, stewardessy tłumaczą, jak włożyć kamizelki ratunkowe, a ja podnoszę dwa palce i łan kłeszczyn pliz. O co chodzi, pytają, a ja że poproszę o temperaturę morza pod nami, bo jak byśmy spadli, to przecież mogę zmarznąć. Fukają zamiast się śmiać.
A ty mi, Hania, wysyłasz takie teksty, że potem nie wiem gdzie oczy podziać. Teraz jestem uczciwy, niepijący, porządny człowiek. Umieram ze zgorszenia. Nie mogę słuchać takich rzeczy. I to przez mój nowy komputer! Ty wiesz, ile on kosztował? Chyba tyle, co pięć takich jak twój. Co to znaczy, że bociany miłosne sceny odstawiają w gnieździe? Znów zaczynasz. Pamiętaj, że z kulturalnym człowiekiem jedziesz, niepijącym. Koledzy po nocach dzwonią do mnie, że zabalowali i ja jeden w okolicy trzeźwy, i niech ich wiozę do domu. Taki porządny jestem, a ty narażasz mnie na takie stresy tymi swoimi opowieściami o tramwajach, czy pociągach. Nie zapominaj z kim masz do czynienia. Dobrze, że się wstydzisz, no!

11.04.2012r.

piątek, 12 października 2012

DWIE BUTELECZKI

...

DWIE BUTELECZKI


Mój pies ostatnio zbzikował. Kilka razy zdarzyło mu się oszaleć z lęku, gdy był sam w domu. Pewnego dnia zostawiliśmy go   samego, a gdy wróciliśmy, dom był zdemolowany,  on zaś wył ze strachu. Barierki chroniące przed wejściem psa do salonu i na piętro pogryzione, zgrzewka z pudełkami z mlekiem rozszarpana. Koszmar.  Do weterynarza, jakieś leki uspokajające. Ale ile można mu dawać?        W końcu odstawiliśmy i znów po pewnym czasie , gdy nas nie było w domu -obłęd. Widać było, że przy byle czym szaleje ze strachu. Tak szarpał klatkę, w której go trzymamy pod stołem, gdy jest sam, albo przyjdą goście, że wyrwał sobie kieł. Zastanawialiśmy się, szukaliśmy wszędzie przyczyny. Może jakieś odgłosy, stukania klapy w piwnicy? Nie wiadomo.
Został kiedyś z teściem. Był w ogrodzie, a gdy dziadek chciał go zaprowadzić do domu, Frodo uciekał ze strachu przed wejściem. Pobiegł do samochodu, jakby chciał odjechać.  Weterynarz brał pod uwagę różne czynniki. Na przykład guz mózgu. Ale nie zdarzałoby się to tak sporadycznie, za to w takim nasileniu. Objawy byłyby inne.  Aż któregoś dnia zaproponował nam niekonwencjonalne leczenie. On w ogóle jest niezwykły. Daje zwierzętom leki homeopatyczne, odczynia uroki. Tym razem także postawił przed nami 2 buteleczki i powiedział, żeby psu smarować codziennie kropkę na czole płynem z jednej, a z drugiej pryskać kroplę na środek salonu raz w tygodniu.
Nie wierzę w takie rzeczy. Odżegnuję się od wszelkich czarów-marów. Głupoty. Ale z drugiej strony…nie zrobić tego, gdy mnie to nic nie kosztuje? No i robię.
Frodo się uspokoił, nie szaleje. Może to już się utrzyma? Mam nadzieję. Mimo wszystko wierzę w te zabobony mojego ulubionego weterynarza
Gdy Frodo był jeszcze szczeniakiem,  w ciągu kilku tygodni uszkodził sobie  po kolei trzy łapy. Spytał mnie wtedy ten lekarz:
- A nie mówiłaś o psie jakiejś  nieżyczliwej koleżance, bo wygląda mi to na rzucenie uroku.
- No jak to! Ja żadnych nieżyczliwych koleżanek nie mam, a jak nawet jeśli jakaś jest, to nie chcę o tym wiedzieć.
- Mimo wszystko radzę ci, zawiąż mu przy obroży czerwoną kokardkę i powtarzaj kilka razy dziennie „Niech to zło, które do mnie przychodzi, w dobro się obróci i do niego wróci”.
Zrobiłam, jak radził, choć sama się śmiałam z siebie. Ale podziałało. Nie było więcej zranionej łapy..

niedziela, 7 października 2012

BEZSILNOŚCI

...

BEZSILNOŚCI

            Najbardziej bezsilności nienawidzę. Jak czuję, że nic nie mogę zrobić, na nic wpłynąć. Kiedy byłam mała, ojciec wracał po wypłacie pijany i zaczynało się piekło. Szarpał mamą i rzucał nią o ściany z wrzaskiem, że  życie mu zmarnowała. Że ciągle czegoś od niego chce, że zadręcza ciągłym zrzędzeniem. Że głupia i brzydka. A ona, ta moja malutka, drobna mama kuląc się w przerażeniu próbowała przed ciosami ochronić Michała. Drugą ofiarę ojca. Mojego przestraszonego  starszego brata. Ja byłam nietykalna. Ukochana córeczka tatusia. Do mnie się odwoływał, szukał potwierdzenia. Drżałam ze strachu, że ich pozabija. Bałam się, ciągle bałam. A potem w nocy, gdy padał zarzygany na łóżko, śniłam, marzyłam, że dzwonię po policję, a oni przyjeżdżają i w kajdankach wyprowadzają go do więzienia, i on tam wszystko zaczyna rozumieć. Przeprasza, naprawia się. Jest dobrze.
            Ojciec już nie pije. Doznał oświecenia. Zaczął wierzyć w Boga. Jego Bóg jest okrutnym sędzią, który czyha na każdego nieprawomyślnego. A on grozi podniesionym palcem i gromi ze swoich wszystkowiedzących wyżyn. Przestałam być ukochaną córeczką. Jestem zwyrodniałą ladacznicą, która będzie w ogniach piekielnych cierpiała wieczne męki. Mama zresztą też. Nie miała gdzie się wyprowadzić po rozwodzie. Ciągle jest narażona na jego okrucieństwo.
Brat? Patrzę z przerażeniem jaki jest niedobry dla malutkiego Andrzejka, swojego synka. A ja nie mogę mu nic wytłumaczyć, nie chce ze mną gadać.            Ta bezsilność jest porażająca.

4.09.2011r.