niedziela, 23 czerwca 2013

NAPIĘTNOWANIE

...


NAPIĘTNOWANIE

Posłuchaj mnie, nie protestuj. Ja ciebie słuchałam nieraz i brałam sobie do serca, co mówiłaś. Ty też, proszę, weź sobie do serca i zacznij mnie słuchać i proszę cię dostosuj się do tego, co mówię. Nie mów już więcej nigdy: On jest głuchy na te sprawy; ona nic nie widzi, co się dzieje, oślepła chyba.  Nie, nie mów, że to zgrabne metafory. To zwykłe wykluczenie i napiętnowanie. Nie śmiej się. Nie przesadzam. Nie chodzi tu o poprawność polityczną. Tak czuje człowiek, którego to dotyczy. Ja prawie nie słyszę i powiem ci, że dosyć mam powtarzania: słucham, słucham, słucham? Tak niewiele osób bierze pod uwagę to, że przy niedosłyszących trzeba mówić głośnio i wyraźnie. Natomiast mówienie: Jesteś zupełnie głucha na moje argumenty, jest wykluczające i bolesne. Nie mów: Tu było tak głucho. Powiedz: Było cicho. Ciągle się śmiejesz, że jestem przewrażliwiona. Ale też nie lubisz w sklepach, w domach wizerunków starego Żyda z brodą. Że niby taki Żyd przyciągnie pieniądze. Też uważasz, że to uwłaczające. A szczególnie dotkliwe, jak taki obrazek wisi obok tego drugiego Żyda. Na krzyżu.
No, widzę, że zaczynasz rozumieć. To teraz posłuchaj, jak to brzmi: Ale cyganisz. Prawda, że stereotypizuje, wyklucza?  No właśnie. Cieszę się, że zaczynasz pojmować. A więc kończymy z mówieniem: Jak idziesz ślepoto? Nie słyszysz, głuchy jesteś? Co się tak potykasz, kuternogo! 
Ale Żydów sobie powiesimy. Ja Tuwima, ty Leśmiana. A obie Woody’ego Allena!

20.06.2013r.



piątek, 21 czerwca 2013

STORCZYKI

il.Ewa Letki


STORCZYKI

         -Jakie piękne masz storczyki. Chyba z dziesięć doniczek, a wszystkie takie cudowne. Co za kwiaty! Jak ty to robisz, że tak pięknie ci się trzymają!?
         - O kochana, nie od razu były takie. Kiedy je kupowałam, podlewałam, zaglądałam. Mówiłam, rośnijcie ładnie, co z wami jest, co się dzieje, no weźcie się wreszcie do roboty, dlaczego takie marne wyniki? Codziennie koło nich chodziłam, podglądałam, sprawdzałam.                        I wyobraźcie sobie, kurczyły, się malały, zanikały. Wtedy pomyślałam, a gdyby mi ktoś tak ciągle zaglądał pod spódnicę, kontrolował, nie dawał odetchnąć? No i wycofałam się. Patrzyłam z daleka, podlewałam rzadziej. I wtedy ruszyły, zaczęły się obsypywać kwiatkami. A ja chwaliłam. Ale już dyskretnie.
         - Ja też hoduję storczyki, ale wyobraźcie sobie jeden mi się ostatnio zbiesił. A taki ładniutki skurczybyk, tygrysek. Żółty w brązowe plamki. Kwitł sobie, kwitł, aż nagle przestał, znikły kwiateczki, powiędły. Ścięłam gałązkę, to on całą parę w liście. Hej, kochany, co się dzieje, gdzie kwiateczki, puszczaj mi tu zaraz! A on mi na to, figusa. Cholerka, chyba go wykastrowałam, czy co. Ale się nie poddałam, wyniosłam na werandę, mówię, jak się nie uspokoisz i nie zaczniesz kwitnąć, to wezmę cię chłodem.
         - Jeszcze nie było takich, co by ich Syberia nie złamała.
         - No właśnie. Powiedziałam uczciwie, jak się nie poprawisz, przezimujesz na werandzie, a jak to będzie mało, przesadzam cię przed dom i tam zostawię. Zostaniesz na zawsze. Zima nie zima, jesień nie jesień. Cierp. Tak że przemyśl sobie, co wybierasz.
         - No właśnie, nie ma co się patyczkować, kto tu w końcu rządzi.
         - Ja jednak nie byłabym taka radykalna. Więcej wskórałam łagodnością i niewtrącaniem się.
         -  A ja myślę, że do każdego trzeba indywidualnie. Jednego bierze łagodność, innemu trzeba przywalić. Tak to już jest. Niestety.

4.02.2012r.

środa, 19 czerwca 2013

KACZAKI

fot. Ewa Świetlik- Amarowicz


KACZAKI

Zabawek nie pamiętam, ale za to pamiętam, jak utłukliśmy z braćmi kaczaki pływające po stawie. Jajecznica się z nich zrobiła. Takie malusieńkie kaczuszki były.
Za to króliki hodowaliśmy. A kiedy królica urodziła, podkradł się jakiś wsiowy kocur i pożarł nam te króliczki. No, tego zdzierżyć nie mogliśmy. Dla takich hodowców jak my to była prawdziwa potwarz. Złapaliśmy kocura, założyliśmy mu pętlę ze sznurka na szyję i ukamienowaliśmy. We trzech z całą pasją i wściekłością nieszczęsnych ojców. Potem zakopaliśmy go w sadzie. Ale kiedy padał deszcz zobaczyliśmy, że ziemia rozmyła grób królikożercy i on wylazł stamtąd taki zabity, a jednak  żywy. Usiadł na murku, zobaczył nas i jak szmyrgnął. Nigdy już więcej go nie widzieliśmy.
A teraz będzie przeskok czasowy o ponad sześćdziesiąt lat. W mojej chałupie miałem kotkę Ślicznotkę i kocurka Tuptusia. Kocurek się nie spisywał jako kochanek, więc Ślicznotka  gardziła nim i lekceważyła. W końcu przyprawiła mu rogi z rysiem. Ale kiedyś zobaczyłem, że wyjadła z gniazdka malusieńkie pisklaczki. O ty wiedźmo, powiedziałem, będziesz ty kiedyś miała dzieci, to już ja cię urządzę. Przez dłuższy czas jej nie było, zacząłem się nawet martwić. Wreszcie znalazłem ją na strychu pod kołdrą z czterema malutkimi rysiami, czy żbikami, w paski i bez ogonków. Już chciałem przejść do zemsty, gdy ona popatrzyła na mnie tak błagalnie z takim uczuciem, że zupełnie mnie rozmiękczyła. Hodowałem dalej te żbiki...
A w tej mojej wsi zabawek nie było. Biegałem po lasach, pływałem w jeziorze, łowiłem ryby. Ciągle w przyrodzie, od malucha. Kiedyś sąsiadka spytała matki, a nie boi się pani puszczać tego chłopaka tak samopas? Matka odpowiedziała:” Zła siekiera nie utonie”. No  i patrz, przekroczyłem osiemdziesiątkę i jeszcze mam zamiar co najmniej drugie tyle. Taka ze mnie zła siekiera. 
Kilka lat temu odwiedziłem swoją rodzinną wieś , znalazłem rodzinę, której kiedyś utłukłem kaczaki, zrekompensować chciałem. Ale tylko się śmiali.


wtorek, 11 czerwca 2013

WYŁAM

...


WYŁAM

         Miałam dwadzieścia trzy lata, jak wychodziłam za mąż i do tej pory się szczycę, że byłam , jak mnie matka urodziła. Nietknięta. Ja tam innych ludzi nie oceniam, każdy według własnych zasad żyje, ale ja nigdy bym nie dopuściła nikogo do siebie, kto nie byłby moim mężem. Teraz też, o taki pan, co znałam go jeszcze panienką będąc, szukał ze mną kontaktu. Koleżanka mówiła:
-Słuchaj, Bożena, pan Wacław dopytuje się o ciebie. Czy mogę mu dać numer telefonu?
-Ani mi się waż! Nie wolno ci. Nie chcę, żeby mnie ktoś znów skrzywdził.
         Mój mąż okazał się draniem i alkoholikiem. Męczył mnie i naszą córeczkę, aniołka takiego. Aż nie wytrzymałam i odeszłam. Ze względu na dziecko. Nie chciałam, aby patrzyła, jak mnie wyzywa i bije. Pan kapitan, pułkownik. Wiadomo, jak to wojskowy. Odeszłam. Nic nie wzięłam z naszego dorobku. Honor swój mam, nie zgadzam się na cierpienie, ale to nie znaczy, że będę coś brała dla siebie. Honor najważniejszy. Po stancjach się tułałyśmy. Był czas, że nie miałyśmy lodówki, ani telewizora. Ale pracowałam ciężko, na dwóch czasem etatach, żeby tylko małej dogodzić. Wykupić korepetycje, bo zdolności takie językowe miała. Ale nie dostała się do Gdańska, a ja tyle poświęciłam. Wyłam, jak przyszła wiadomość, że nie, z braku miejsc. Więc znów do roboty, tylko żeby udało się ze studiami i nowe korepetycje, aż zdała tu, do Olsztyna najlepiej ze wszystkich.
         Po pięciu latach mnie odnalazł, żebym mu dała rozwód. I dałam, bez mrugnięcia powieką.  Nie byliśmy tak długo razem, nie będę fikcji utrzymywać. Na rozprawie rozwodowej ławniczka pyta, jakim był mężem, czy coś złego od niego doznałam. A ja ani słowa na niego nie powiedziałam.
- Nie będę przed obcymi ludźmi o swoim bólu opowiadać- powiedziałam, choć w środku wyłam.
         - Nigdy takiego rozwodu nie widziałam- powiedziała ławniczka. A ja byłam zbyt dumna, żeby się wywnętrzać i o cierpieniach moich na oczach i uszach publiki mówić. Choć cała wyłam, tak wspomnienia mną targały.
         Nie, do błagań o alimenty też się nie zniżyłam. Dziecko się na świat nie prosiło, nie będzie kartą przetargową. Sama, sama przecierpię, flaki wypruję, zadręczę się , a ją utrzymam, córci mojej kochanej wszystko poświęcę.
         Teraz ona, moja kochana, daleko, w Belgii mieszka. Wnuczka mi urodziła ślicznego. Męża ma dobrego, nie tak jak ja, drania. Tylko daleko mi do niej i jak przyjadę nie bardzo mamy o czym rozmawiać. Oddaliła się ode mnie. Coraz mniej wspólnych tematów.
         Dlatego nie mogę iść na emeryturę, bo co bym sama w domu robiła. Więc, choć ledwo żyję, taka jestem zmęczona, muszę pracować, bo bym ciągle tylko wyła z tęsknoty i z samotności. Szczególnie teraz, kiedy to straszne nieszczęście na nasz naród spadło. To wielkie cierpienie podwójnej krzywdy pod Katyniem.

2 maja 2010