niedziela, 27 października 2013

SUCHARY

... 



SUCHARY

            Najbardziej lubię suchary. Takie dowcipy, z których się śmiejemy nie dlatego, że są śmieszne, tylko dlatego, że głupie. Ten aktor prowadzący Familiadę jest mistrzem sucharów. Tam u niego żenada za żenadą leci i te nagrane śmiechy w tle jeszcze to potęgują. Ale ja nie mogę, pękam po prostu.
            Pojechaliśmy na domek. Znałem tam dwóch chłopaków, reszta nowi ludzie. Mówię do kumpli, musimy zrobić jakieś jaja. Słuchajcie, ja opowiem suchara, a wy się brechtajcie, jakby to był najlepszy dowcip. Niech tamci się dziwią. Traktujcie mnie jak mistrza kabaretu, zobaczymy jak zareagują. Trzeba rozkręcić towarzystwo.
            No i udało się. Siedzimy wieczorem, ja, moi dwaj kumple i tamta czwórka. Nagle wychodzę i wracam pękając ze śmiechu, moi się brechczą  do mnie i mówią, co tam stary? A ja, wiecie przypomniał mi się znakomity kawał. Nie mogę, nie wytrzymam i walę się po udach ze śmiechu. Gadaj, Konrad, szybko, oni na to już niby rozbawieni. Słuchajcie, nie mogę: jakie są ulubione chipsy hydraulików? Mów, wrzeszczą. A ja płacząc prawie ze śmiechu: crunchipsy! A moi spadają z krzeseł i się turlają, a tamci siedzą sztywni i patrzą po sobie.
            Nie wytrzymam, krzyczę ocierając łzy, jeszcze jeden mi się przypomniał. Nie mów, bo nie dam rady, krzyczy Wojtek, trzymając się za brzuch. Gadaj szybko woła Paweł, turlając się po podłodze. A ja wtedy, ukochana margaryna kolarzy? Nie wiem, nie wiem, wołają. RAMA! Krzyczę i wyję ze śmiechu.
            Tamci oczy w sufit, stukają się w czoła, wzruszenia ramion, a my coraz bardziej rozturlani, bo teraz ich miny nas naprawdę rozśmieszyły.
            Tylko potem musiałem się nagimnastykować, żeby pokazać towarzystwu, że jestem normalnym, inteligentnym facetem, tak podejrzliwie na mnie patrzyli.

28.08.2012r.

czwartek, 17 października 2013

POGRZEB

,,,


POGRZEB

Trumna stała na katafalku. Nie, to nie był katafalk, To wózek na kółkach. Ciekawe, uproszczenie, wygodnie. W trumnie leżała Ona. Myślałam o tym, jak bardzo była nieszczęśliwa w życiu. Słuchałam księdza. Rzadko widzę księży na żywo. Częściej w telewizji. Ten był żywy i odwalał swoją nudną robotę. Każde słowo wymawiał wyraźnie i osobno. To było dobre. Przynajmniej wyraźnie. Potem ten drugi na cmentarzu bełkotał w zlepionym ciągu wyrazów. Okropność, a nie był wcale młody, więc musiał tak ludziom bełkotać na pewno ponad dwadzieścia lat , nawet śpiewał bełkocząc. Jak oni to znosili, współczuję.
Ten mówił wyraźnie i nudno. Zgubił kartkę z nazwiskiem i długo szukał. Czekaliśmy. Ja czekałam, czy znajdzie, a jak nie, to jak sobie poradzi. Znalazł. Mówił o grzechu. Myślałam o jej parszywym życiu, jakimś pijaku, który ją bił. Nie znałyśmy się w zasadzie. Nasze patrzenie na świat było tak odległe, że nie udałoby się przyjaźnić. Widzę ją w białej sukience i wianuszku na komunijnych zdjęciach. Z jasnymi lokami. Tak najbardziej, bo nie widziałam jej w trumnie. Szeptano mi potem, że biedniutka, skurczona. Po dwóch miesiącach śpiączki. Tylko rok starsza ode mnie. Czyli młoda, powiedziała kwiaciarka komponując bukiet. No, jak na umieranie, to dość młoda. Teraz się długo żyje, chyba że jakiś rak nie trzaśnie wcześniej.
Opowiadała mi kuzynka, jak kiedyś wybiegła z pokoju, w tym domu naszej wspólnej babci, wybiegła zapłakana w podartej koszuli, zakrwawiona. Ten jej pijany mąż gwałcił ją, a ona nie umiała się od niego uwolnić, uratować. Wujek, jej ojciec, umarł zaraz potem i widziałam, jak ciotka,  z Poznania, na cmentarzu nad grobem, syczała do nich, jak mogliście przyjść, mordercy. Ona cała w czerni, wstrząśnięta, zapłakana, a ciotka z tym mieczem sprawiedliwości w dłoni.
Ledwo o tym pomyślałam, telefon od tej ciotki, dopytuje się, jak przebiegł  pogrzeb. Ona już trzęsąca się staruszka. Nie dojechała.
No więc ksiądz o grzechu, ani słowa w zasadzie o zmarłej. Tylko żebyśmy modlili się, żeby Bóg jej wybaczył. Założenie z góry, że nagrzeszyła. A o cierpieniu, o parszywym losie? Czy zrobiła coś dobrego? Opiekowała się długo sparaliżowaną matką. Kiedyś zadzwoniła do mojej mamy z życzeniami świątecznymi. Słyszałam jej udręczony głos, jakąś tęsknotę. Może tak tylko chciałam usłyszeć. Nie spotykałyśmy się, żal.
Dużo ludzi na tym pogrzebie. Rozpoznaję trochę kuzynostwa, ale większość nieznane twarze. Kilka łez u jakiejś kobiety. Zgnębiona twarz syna. Nawet nie pamiętam, jak ma na imię, a on nie ma pojęcia, że jestem jego ciotką. Takie wielkie rozlezione po czasie i świecie rodziny. Pogubione związki, niezawiązane więzi.
Ceremonia nudna i bezpłciowa w kiczowatym otoczeniu jarmarcznych obrazów i pieśni o poetyce disco polo. Taki pogrzeb jakie życie. Smutne, biedne.
Tak mało się znałyśmy. Kuzynostwo zaczyna wymierać. Dużo nas było. Babcia miała dziewięcioro dzieci, a każde przynajmniej dwoje, troje Nie potrafię policzyć. Będziemy się spotykać na pogrzebach. Kto na czyim?

17.10.2013r.

sobota, 5 października 2013

JAK MURZYNKA

,,,


JAK MURZYNKA

Gdy byłam na praktyce pedagogicznej na koloniach po pierwszym roku studiów poznałam Ewę. Ona była po drugim roku polonistyki. Również była wychowawczynią. Od razu  się polubiłyśmy. Pięknie opowiadała, gadałyśmy wtedy bez końca o literaturze, filmie, poezji. Byłam nią zafascynowana. Piękna, śniada, zmysłowa. Trochę pulchna, ale przy tym ponętna. Chciałam jej ciągle dotykać, przytulać się. Na początku nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się dzieje. Ciągle się o siebie ocierałyśmy. Aż kiedyś bardzo zabolał mnie bark. Nie mogłam podnieść ręki. Wtedy Ewa zadeklarowała, że pomasuje mi bolące miejsce . Gdy zaczęła masować , poczułam tak cudowną, słodką przyjemność, taką rozkosz, aż myślałam, że się popłaczę. Przeraziłam się tych doznań. Ona  chyba poczuła to co ja, bo masowała mnie coraz intensywniej i z coraz większą przyjemnością.
Potem już jednak zaczęłam jej unikać. Szczególnie wtedy, gdy  raz znalazłyśmy się w jednym pokoju, a ona zamknęła drzwi na klucz i popatrzyła tak intensywnie na mnie. Wymknęłam się i nigdy  już do niej nie zbliżyłam. Bałam się tego, co czułam, że stanie się coś nieprzewidzianego.  Wtedy byłam jeszcze dziewicą, nie byłam pewna tego , jaka jestem, a te doznania były tak silne...
Po latach dowiedziałam się, że wyszła za mąż, ma dwoje dzieci. Teraz wspominam to z rozczuleniem, z wielką sympatią do niej. Czasem z cichą tęsknotą.
Była taka śliczna, zmysłowa, śniada. Jak Murzynka.