sobota, 7 lutego 2015

ZAKOPUJĘ

zakopuję


ZAKOPUJĘ

Pamiętam, pamiętam, wszystkie złe myśli zakopuję, nie będę o niej myśleć. Ani przez chwilę. Nie dzwoniłam już dwa dni. Daję sobie radę. Zwykle o tej porze już z nią rozmawiam i słyszę, gdzie się włóczyłaś, zupełnie nie pamiętasz o mnie. Boże, nie. Nie chcę o tym myśleć. Zakopuję. Postanowiliśmy z Brunem, że nie jedziemy do niej na Zaduszki. Trzy dni dla nas, naszej rodziny. Mój mąż i mój syn to moja rodzina. A nie ona. Przecież mam trzydzieści pięć lat. Jestem dorosła, dorosła. Skończyłam studia, nie jestem kretynką, jak mi całe życie wmawiała.
No więc tak, nie myślę już o matce. To nic, że się niecierpliwi, że nie dzwonię. Już na pewno komentuje i gada do ojca, czym ta Beata się zajmuje, oczywiście nigdy nie ma dla nas czasu, bo na pewno sterczy przed lustrem, albo zajmuje się Igorkiem. Ten chłopak powinien już sam lekcje odrabiać, a nie tylko mama i mama, jak ona go wychowuje.  Jasne, że wychowuję go inaczej niż ty, stara wiedźmo. Mówię mu, że go kocham, że umie ładnie pisać, choć takie kulfony stawia. Czasem aż mam ochotę mu przywalić. Jak ona mnie. Jezu, jak sobie przypomnę, jak złapała mnie za włosy i ciągnęła do ojca, żeby mnie bił, bo zrobiłam sobie kreski na oczach. Patrz, jaka kurwę wychowałeś, wrzeszczała! Ciągle mnie upokarzała i upokarza.
Nie, jestem dorosła. Zakopuję te myśli. W Zaduszki zamówimy sobie pizzę. Będziemy się wygłupiać, śmiać. Obejrzymy jakąś komedię. Mamy na płycie, bo telewizja nie nada i będziemy robić wszystko, co ona by skrytykowała. Będziemy wolni.
Jak dwa lata temu Bruno mnie od niej wyciągnął, bo płakałam tak strasznie, że mnie obraża przy dziecku, ośmiesza męża. To on powiedział dosyć z tą Arestemidą z piekła rodem. Koniec z nią. Wymieniliśmy numery telefonów. Nie otwieraliśmy, jak waliła w drzwi. Leżałam z poduszką na głowie, żeby nie słyszeć jej wrzasków. Tak się boi opinii publicznej, ale pod naszymi drzwiami nie wstydziła się krzyczeć na cały dom. Jednak potem zaczęłam mieć wyrzuty. W końcu matka. Napisała, że pomoże nam przy zakupie samochodu i jakoś się złamaliśmy. Wstyd. Trzeba było nie brać tych pieniędzy. Bo znów poczuła się panią sytuacji. I od początku zaczęły się szykany.
Telefon musi być co dwa dni, przyjeżdżać trzeba co weekend. Wysłuchiwać żalów i pretensji. A jak spróbuję zaoponować, ojciec syczy, cicho, daj spokój, zostaw. Tak się jej boi. Bo ona wszystkich niszczy. Baśka u nich ciągle mieszka. Zupełnie jest bezwolna. Mogłaby się wyprowadzić, co ją tam trzyma? Nie może wytrzymać bez obelg matki. Ona o niej dobrego słowa nie powie, tylko: ta obleśna grubaska. A przecież wcale tak źle nie wygląda. Ale matka musi każdego upokorzyć. Co ja robię, miałam o niej nie myśleć. Tylko o synku, o Brunie. Zakopuję.
Telefon dzwoni, na pewno ona. Nie odbiorę, odcinam się, jestem dorosła.
- Halo, tak mamo. No, nie mogłam wcześniej, no, przepraszam. Oczywiście przyjedziemy. Masz rację, tak kupimy znicze i chryzantemę. Oczywiście.

28.10.2013