czwartek, 7 stycznia 2016

TRUDNO

TRUDNO


TRUDNO

            Ucieszyła się, gdy usłyszała charakterystyczne pukanie ślicznej sąsiadki z dołu. Nieczęsto wpadała, ale jak już się pojawiała, to wieczór nigdy nie był stracony. Ta mała jest tak niezwykła, pełna temperamentu, inteligentna, urocza. Wiktoria lubiła, gdy dziewczyna siadała  na krześle z podkurczonymi nogami i paplała o wydarzeniach ze swego życia. Teraz mieszkała na stancji piętro niżej, studiowała wychowanie artystyczne i rzeczywiście była bardzo artystyczną artystką. Dawno się nie widziały, a tu nudne lepienie wigilijnych pierogów przed nią, więc taka gadanina sympatycznej  dziewczyny pięknie urozmaici czas.
            Wycmoktały się na powitanie, Nina usiadła rytualnie i usłyszawszy, co tam u ciebie, rozpoczęła monolog. O najnowszych grafikach, pomysłach ceramicznych, o zakładanym zespole muzycznym, w którym postanowiła podgrywać na bębenku i okarynie. Nagłym wypadzie na festiwal filmowy i kogo tam nie poznała. Ho, ho, ho! No nic dziwnego, że wszyscy do niej lgną, myślała Wiktoria, jest śliczna w tej burzy czerwonych loczków, w fantazyjnych ubraniach,  z tak interesującą osobowością.
            Zagniatała ciasto z energią
– A  jak tam twoje serce, już się jakoś uporządkowało? – spytała.
Podniosła głowę zdziwiona nagłą ciszą. Nina siedziała z zamkniętymi powiekami spod których płynęły strumienie łez.
– Co się stało, malutka?
– Ona powiedziała, że nie zniesie więcej tej szarpaniny ze mną, że już nie chce mnie znać.
Wiktoria zaczęła sobie przypominać, że pół roku temu Nina opowiedziała jej o swojej nieszczęśliwej miłości do dalekiej Anety. Pokazywała jej zdjęcia, rzeczywiście piękna kobieta, choć niezwykle męska. Przypominająca te drag queen, malowane tak zmysłowo przez Beatę. Można zaszaleć za taką niezależnie od płci. A tu te łzy, więc nic im nie wyszło.
No, nie wychodziło, a może inaczej nie umiały. Może musiały tak się szarpać, żeby było mocno i wyraziście. Pisać do siebie płomienne mejle, żeby nagle się obrazić za jedno słowo. Bo spotykały się rzadko mieszkając na dwóch krańcach kraju.
Wiktoria patrzyła na drobną twarzyczkę dziewczyny, która przed chwilą z taką siłą opowiadała o swoich artystycznych i towarzyskich sukcesach. Teraz była małą rozchlipaną dziewczynką, bo nie kocha, albo nie tak kocha ją ta, która jest całym światem. Co miała jej powiedzieć? Rozumiała ją, piekielnie rozumiała. Wiedziała, że miłość jest głupia, jest szaleństwem i bólem. Śmiesznie i banalnie wygląda to tylko z boku, albo gdy już minie. Ale jak się jest w środku tajfunu? Wtedy  nie można nic. Tylko dalej popełniać błędy. Dalej cierpieć, miotać się.
Są takie istoty, które w sobie się zamkną i milkną zatapiając się w cierpieniu, ale ona i ona, tak Wiktoria też, kiedy kocha to do szaleństwa. Musi być krzyk, wołanie, żądanie, potem poczucie odrzucenia, wściekłość i upokorzenie. Jak ta druga osoba trochę mniej, albo w ogóle.
Wiktoria była w trakcie rozwodu, gdy zobaczyła go na jakimś wernisażu. Kilka zdawkowych słów z kieliszkiem białego wina przed abstrakcyjnymi mazochami młodego twórcy i oto obolałe serce kobiety po przejściach zupełnie oszalało. Zdobyć adres mejlowy znanego architekta nie było trudno, a potem od życzeń imieninowych po płomienne wyznania miłosne, które wypisywała nocami. Ona, pięćdziesięciopięcioletnia samotna do szpiku kości, zwariowała z miłości. On, mimo atrakcyjnego zawodu i zupełnie niezłej jak na sześćdziesięciolatka aparycji, raczej bawidamkiem nie bywał. Nie to że nie podobały mu się młode babeczki, jak mawiał. Ale raczej w wyobraźni je przelatywał, nie w rzeczywistości. Poślubioną trzydzieści lat temu małżonkę kochał, szanował i wiernym być zamierzał. A tu jakaś kobieta przypadkiem poznana z takim szaleństwem miłosnym. Chciał to natychmiast przerwać, Wiktoria chciała tym bardziej to przerwać, tylko że nie wychodziło. Ani jemu, ani jej. Zawsze po kilku płomiennych mejlach odzywał się jednak, najczęściej z surowym napomnieniem, że niech się opanuje. A ona nie mogła.
Tak jak nie może ta mała, zasmarkana Nina.
– Napisałam jej, nie znoszę, kiedy tak rzucasz nagle słuchawką, a ona na to: Trudno. Trudno mi powiedziała. Co miała na myśli? Kompletnie chce zerwać, czy daje mi jeszcze szansę? Co ona myśli – rozdrapywała. Analizowała każde westchnienie, gest, milczenie.
Trudno? Myślała Wiktoria, trudno i jej napisał, gdy ona do niego, że bez kontaktu z nim oszaleje. Trudno, nic na to nie poradzę. Obiecał, że jeszcze się kiedyś odezwie, ale muszą zrobić sobie przerwę kilkumiesięczną. Ciągle nie może się z tego otrząsnąć. Cierpi, płacze po nocach, a w dzień udaje przed światem, że jest taką szczęśliwą, odnowioną singielką.
– Bo pani jest taka mądra, wszystko wie, tyle przeżyła. Co mam robić, niech mi pani powie.
Pierogi pięknie wyrzeźbione wprawnymi palcami Wiktorii, można już włożyć do zamrażalnika. W Wigilię, zanim przyjdą córki, wrzuci tylko do gorącej wody. Popatrzyła w wyczekujące spojrzenie Niny.
–Nie narzucaj się tak, zrób przerwę w kontaktach powiedziała do niej i do siebie. – Czasem tak trzeba. Trudno.

2.01.2016r.