środa, 27 lipca 2016

W UWIKŁANIACH

...


W UWIKŁANIACH

Spytałam ją o wolność, kiedy czuje się wolna. Siedziała przede mną piękna czterdziestolatka. Elegancka i szykowna. Prowadziłaby z klasą wywiady z ciekawymi ludźmi w telewizji. Ten typ. Nie chamskie wrzaski polityków, a raczej coś bardziej intelektualnego. Pisarze, wybitni aktorzy, socjologowie. Mówi też ładnym, głębokim altem, w wyważony sposób.
Teraz opowiada mi o swoim poczuciu wolności. Idzie z mężem i synkiem po parku. W swoim rodzinnym mieście. Przyjechała z innego kraju, w którym próbują się urządzić. Na razie powrót, bo jest małe dziecko, więc nie pracuje. Poza tym muszą rozbudować dom. W swoim mają tylko kuchnię i jeden pokój, a dla dziecka powinien być osobny. Trudno im sobie poradzić z jednym kredytem, przyjechała więc. Pomoże mamie przy babci, może uda się też sprzedać po niej mieszkanie, będą wtedy pieniądze na tamten pokój dla synka.
Ale nie mówi więcej o wolności, twarz przygasa, pojawia się złość, oburzenie.. Wścieka się na matkę, że tak ulega chorej na demencję   babce. Nie może znieść ciotki, która odwraca się od problemów i zajmuje karierą. Ciotka stwierdziła, że matka była dla niej niedobra, więc nie będzie znosiła teraz jej fanaberii. Niedobra? Oburza się, a jak była traktowana mama? Babka cały czas siedziała u nich w domu, zaglądała w garnki, pod kołdrę, wszystkich sztorcowała. Wtrącała się między rodziców. Ojciec się wściekał, matka broniła babki, ciągły kocioł, awantury.
Moja piękna rozmówczyni cała dygocze w oburzeniu, tłumacząc mi zawikłane konflikty rodzinne. Patrzę na nią z żałością. Nie ma tu żadnego dystansu. Sama wplątana w te sieci nie dostrzega swojej roli. A przecież w złości na matkę, ciotkę, także teściową, wplątuje się coraz bardziej w niszczące układy, komplikuje relacje z mężem, którego też wciąga w tę sieć rodzinnych udręczeń.
Patrzyłam na życie jej matki, która w ciągłych uwikłaniach żyła wbrew sobie w niekończącej się zależności. Teraz patrzę na jej córkę i widzę kolejny ciąg takich uzależnień. Nieproszona wołam do niej: Dziewczyno, odetnij pępowinę, jesteś dorosła, możesz być przecież niezależna. Nie pozwalaj na to, żeby niszczono i twoje życie! Sztywnieje, odsuwa się. Taka rada to na nic. Przeraża ją, odbiera poczucie bezpieczeństwa. Tracę z nią kontakt. Bo to takie trudne, zacząć samodzielnie decydować o sobie i swoich wyborach nie oglądając się na innych. Musi ich krytykować i  złościć się na nich. To też ją jakoś określa. Robi mi się przykro, że tylko wytrąciłam ją z równowagi. To nie tak się ludziom pomaga odkryć własną drogę.
Czy kiedyś zobaczy, że może powiedzieć po prostu NIE, nie wchodzić w konflikty, iść z mężem i synkiem po parku bez potrzeby naprawiania tych, co nie do naprawy, dbać o własne życie, nie trzymać się starych wzorców. Czy poczuje w sobie tę moc, która pozwoli prowadzić ją do szczęścia i wolności?

6.05.2016r.