poniedziałek, 11 września 2017

URAZY

urazy




URAZY

            – Ona tak już ma – tłumaczyłam im już któryś raz, bo znamy na pamięć swoje historie opowiadane w kółko – więc ona taka już jest, że byle co może ją urazić. Kiedyś mi opowiadała, jak szła po schodach do mieszkania znajomej, a ta zawołała do niej, a co tak się wleczesz, szybciej! chociaż wiedziała, że jest po tej strasznej chorobie. Była tak urażona, że zerwała z tą koleżanką kontakty. Ze mną też zerwała, chociaż nie mam pojęcia, co z mojej strony ją z kolei uraziło.
            – Rozumiem ją – powiedziała Ewa jak zwykle – mnie też łatwo urazić, szczególnie, jak ktoś używa nazwy upośledzenia jako metafory czegoś negatywnego . Co to znaczy, że PIS jest głuchy na wołania obywateli. Dlaczego obrażać głuchych tym PIS-em? Albo ślepy na ich żądania. Co winni niewidomi, że PIS tak postępuje z obywatelami!
            – Wiem, że jesteś na to wrażliwa, nawet napisałam kiedyś o tym – zaraz jej przerwałam. A ona kontynuowała:
            – Wiem, że wiesz, ale ja i tak nie mogę znieść tych porównań. Moja mama też mówi, ta Pawłowicz zachowuje się jak jakaś przekupka. Mamo, zaraz wołam, dlaczego mówisz o przekupkach, gdy chcesz określić chamstwo tej posłanki, nie znoszę takich porównań. Niech każdy sam odpowiada za  swoją przywarę.
            – To prawda,  jesteś na to uczulona, a moja Marta z kolei nie może znieść, jak ktoś mówi o kimś, że jest chory psychicznie. Ona jest bardzo wrażliwa na tym punkcie. Więc przy Macierewiczu szczególnie się wścieka, gdy ktoś niszczenie naszej obronności przez tego ministra tłumaczy chorobą psychiczną. Nie chce, żeby ludzi chorych na schizofrenię obrażano takimi porównaniami.
            – Bardzo dobrze ją rozumiem – ucieszyła się Ewa – właśnie o to chodzi.
            – A ja sobie myślę, dodałamże wrażliwi jesteśmy na to, co nas dotyczy. Jak wiecie dobrze, jestem manualna, dotyk to mój podstawowy zmysł. – Tutaj podniosłam ręce z kłębkiem włóczki, który właśnie zwijałam Ewie, bo zapomniałam własnej robótki – i wiecie, że żeby się skupić, muszę coś robić rękami. Byłam kiedyś na kursie akupresury, który prowadziła jakaś okropna baba. Mówiła, a ja jak zwykle notowałam. Notowałam nie tyle, żeby potem to czytać, ile żeby się skupić. Ta baba to zobaczyła i wrzasnęła: A co pani tam tak zapisuje, księgowa?! No i z tego kursu pamiętam tylko, że prowadziła go okropna baba.
            – O tak – przypomniało się zaraz Ewie – ja też miałam podobną sytuację. Byłam kiedyś, chyba jeszcze w czasach studenckich, na spotkaniu, w którym brała udział znana reżyserka. Słuchałam zachwycona rozmów tych mądrych ludzi, a tu nagle ona zwraca się do mnie, a co pani tak nic nie mówi, z SB pani jest, czy co? Wiecie, jak się poczułam? Strasznie, ja tu niemal na klęczkach przed nimi, a ona takie insynuacje.
            – No właśnie – dodałam – dlatego masz ciągle uraz do tej mojej ukochanej reżyserki.
            – Tak? Może…
            – Jaki to jest świetny temat! Urazy! Opowiedz, Urszulko, teraz ty.
            – Jak tak opowiadacie – zaczęła Ula swoją historię – przypomina mi się, jak marzyłam kiedyś o takim swetrze, który zobaczyłam w tych budkach na naszym osiedlu. To były jeszcze lata osiemdziesiąte, niewiele było w sklepach, a ten cudny sweterek rzucał mi się w oczy za każdym razem, gdy tamtędy przechodziłam. Był taki mięciutki, brzoskwiniowy, z takim ślicznym, rozpinanym golfem. Wreszcie zdobyłam się i kupiłam go. Włożyłam go szczęśliwa, nie mogłam się na siebie napatrzeć w lustrze. Przyszła moja szwagierka i pyta, ile on kosztował, to ja, że czterysta złotych. A ona, co?! Za takie barachło tyle kasy?! I wtedy mąż się jeszcze dołączył. Ona zawsze takie gówno sobie kupi, nie patrzy na koszty! I złapał mnie za rękaw, pociągnął. Wiecie, jak się czułam. I wtedy, gdy to się działo i za każdym razem, gdy go nakładałam. Nie miałam już radości z wymarzonego sweterka.
            Zasmuciłyśmy się empatycznie i czule, a to natychmiast wywołało w nas kolejne wspomnienia. O mojej nauczycielce z liceum, która tak boleśnie wpłynęła na moje życie, o krytycznej uwadze o działaniach Ewy w grupie terapeutycznej przez mężczyznę uznawanego i wówczas, i teraz za autorytet.
Już wiemy, my stare kobiety, że te uwagi tak naprawdę nas nie dotyczyły. Mówiły o urazach tamtych osób, które nas oceniały. Ale ile musiałyśmy przejść, żeby to zrozumieć.

11.09.2017r.