poniedziałek, 22 września 2014

LIST Z BRZUCHA

LIST Z BRZUCHA



LIST Z BRZUCHA

            Postanowiliśmy się wybrać do parku, jak co niedziela. Na ukochany niedzielny spacer całą szóstką. Łukaszek jeszcze w wózeczku, Alinka i Tadzik na rowerach, Piotruś woli wrotki.
            - Tato, mamo, mamy list w skrzynce!- krzyczała Alinka, a mnie serce podeszło do gardła. Nie wiedziałam, jak zareagują, czy będą płakać, złościć się, obrażać? Boże, jak to przyjmą… Całą noc pisałam ten list. Wiele razy. Wybrałam prześliczną, kolorową papeterię. A i tak obrysowałam list kwiateczkami i ptaszkami. Rano jeszcze raz czytałam, zakleiłam, zaadresowałam i wrzuciłam do skrzynki. Teraz Andrzej wyjmował go i czytał zdziwiony adresatów: Alinka, Tadzio, Piotruś i Łukaszek Grześkowiakowie.
            - Hura, to do nas!; krzyknął Tadzio, a Alinka:
            - Daj, ja go będę czytała, ja!
            Tu nie było protestów. Ona czytała najlepiej z całej czwórki i jako jedyna z przyjemnością.
            - Pójdziemy do parku i tam przeczytasz, gdy siądziemy na ławce, zawyrokował tata. Pobiegli. Wlokłam się za nimi, unikając spojrzeń rozbawionego Andrzeja. On się śmiał, a mnie cierpła skóra.


Kochani! Alinko, Tadziu, Krzysiu, Łukaszku i Piotrusiu!

Jestem tak blisko Was, choć Wy jeszcze mnie nie widzicie. Słucham Waszego śmiechu, przekomarzań, słucham, jak śpiewacie.  Tylko jak się kłócicie, to nie lubię. Wtedy się trochę boję. Ale tylko trochę. Bo wiem, że jak mnie zobaczycie, to od razu będziecie mnie kochać. Bardzo chciałabym, żeby mnie Alinka przytulała. Marzę o tym, jak Łukaszek będzie pokazywał mi jak się robi babki z piasku, a Tadzio nauczy mnie jeździć na rowerze. Bardzo chciałbym też umieć grać na flecie jak Piotr.
Weźcie mnie do zabawy w miasto. Kiedy słucham, jak jeździcie samochodami, robicie sklepy i place zabaw, nie mogę się doczekać, żeby już być z Wami.
Mama mi mówiła, że dzisiaj idziecie na basen. Jak będziecie nurkować, pomyślcie o mnie, będziecie wtedy czuli to co ja teraz. Bo ja właśnie tak pływam.
Całuję Was bardzo, bardzo. Czekajcie na mnie…
           
-Kto do nas napisał?- Łukaszek.
            -Zupełnie, nie wiem.- Alinka
            -Już wiem, to chyba piesek, będziemy mieli pieska, hurra!
-Myślę, że to nie piesek- wyszeptał Piotr i nachylił się do ucha Alinki.
Podniosła na mnie oczy nagle zarumieniona.
-Mamusiu, to prawda?-rzuciła się w moją stronę. -Pokaż, pokaż brzuszek. Ojej, jaki duży. Mój kochany braciszku albo siostrzyczko, my ciebie już kochamy, nie martw się. Wszystkiego cię nauczę, będę się tobą opiekować.
-Trzymaj się, stary, czekamy na ciebie.- Mocna rączka Piotra leciutko mnie poklepywała. Łukaszek i Tadzio tulili się. Łzy leciały mi strumieniami. Andrzej się uśmiechał. – Poradzimy sobie, widzisz. Na pewno poradzimy.

31.10.2012r.

wtorek, 2 września 2014

NA KOBYLE BAŚCE

fot.Agnieszka Leszczyńska



NA KOBYLE BAŚCE

Jak tu napisać o tej sześcioletniej dziewczynce, która podniecona niebywale biegnie w gromadzie dzieci na łąki za lasem z kobyłą  Baśką w środku. Ukradły konia dzieciaki dziadkowi ze stajni i pogoniły umęczone zwierzę, które właśnie z pola wróciło, tam za las. Co się dzieje w takiej dziewczynce, jakie emocje grają? Zachwyt, uniesienie, strach, że się wyda? Wie o tym? Przekora. Przekorną jest dziewczynką, wojowniczą, cwaną.  „Cza se radzić”, mówi, bo spod Krakowa. I z rodziny takiej, gdzie mama to nie ma czasu, a tata chleje i się awanturuje.
Poznałyśmy ją z Ewą, gdy ciągnęła energicznie wielką walizę w stronę naszego sanatorium. Teraz piękna trzydziestoletnia brunetka o czarnych oczach. Roześmiana, ucieszyła nas swoją radością. Od razu wróżyłyśmy jej popularność uzdrowiskową, sympatię kuracjuszy. Tak oczywiście się stało. Jak gdzieś wesoła grupka ludzi, to w środku Kasia.
Ale ten śmiech to taki niekoniecznie z głębi. Gdy rozmawiam z nią o dzieciństwie, ogromny ból w niej czuję i żal. Aż i mnie przejmuje, i rośnie ciągła złość na krzywdę dzieci w rodzinach alkoholowych.
Mama tylko dwa razy odebrała mnie z przedszkola, mówi, zawsze było o tym, kogo pobiłam. Wstydziła się tego słuchać. Cza se radzić, nie? Nie będą mi tu chłopaki podskakiwać. Dziewczyny też nie. Żadnych tam czułości. W domu nikt się nie czulił, nie było pogłaskań, ani przytuleń. Byłam z wpadki po dwóch starszych braciach. To komu tam by się chciało mną zajmować?! Ale lalkę raz miałam! Dotąd mam. Brat mi ten o dziesięć lat starszy przywiózł z Niemiec, a jak mama kupiła taki piękny brązowy wózek i jak wyszłam na pole do dziewczyn, to wariowały z zazdrości.
A na tej kobyle Baśce jechała ostatnia, bo najmłodsza z dzieciaków była i na koniec ją dopuścili. Więc wjechała na niej na podwórko, gdy dziadek już policję powiadomił, że mu konia ukradli. No i kto wciry dostał największe? Ona, ta najmniejsza.
Teraz śmiechem i rozgadaniem, ganianiem po górach ciągłym przykrywa to niedokochanie, ten brak z dzieciństwa uwagi i czułości. A ja, gdy się z nią śmieję, słuchając jej paplanin, czuję ucisk w sercu i smutek.

12.05.2014r.