zakopuję |
ZAKOPUJĘ
Pamiętam, pamiętam, wszystkie złe myśli zakopuję, nie będę o niej myśleć.
Ani przez chwilę. Nie dzwoniłam już dwa dni. Daję sobie radę. Zwykle o tej
porze już z nią rozmawiam i słyszę, gdzie się włóczyłaś, zupełnie nie pamiętasz
o mnie. Boże, nie. Nie chcę o tym myśleć. Zakopuję. Postanowiliśmy z Brunem, że
nie jedziemy do niej na Zaduszki. Trzy dni dla nas, naszej rodziny. Mój mąż i
mój syn to moja rodzina. A nie ona. Przecież mam trzydzieści pięć lat. Jestem
dorosła, dorosła. Skończyłam studia, nie jestem kretynką, jak mi całe życie
wmawiała.
No więc tak, nie myślę już o matce. To nic, że się niecierpliwi, że nie
dzwonię. Już na pewno komentuje i gada do ojca, czym ta Beata się zajmuje,
oczywiście nigdy nie ma dla nas czasu, bo na pewno sterczy przed lustrem, albo
zajmuje się Igorkiem. Ten chłopak powinien już sam lekcje odrabiać, a nie tylko
mama i mama, jak ona go wychowuje. Jasne, że wychowuję go inaczej niż ty, stara wiedźmo. Mówię mu, że go
kocham, że umie ładnie pisać, choć takie kulfony stawia. Czasem aż mam ochotę
mu przywalić. Jak ona mnie. Jezu, jak sobie przypomnę, jak złapała mnie za
włosy i ciągnęła do ojca, żeby mnie bił, bo zrobiłam sobie kreski na oczach.
Patrz, jaka kurwę wychowałeś, wrzeszczała! Ciągle mnie upokarzała i upokarza.
Nie, jestem dorosła. Zakopuję te myśli. W Zaduszki zamówimy sobie pizzę.
Będziemy się wygłupiać, śmiać. Obejrzymy jakąś komedię. Mamy na płycie, bo
telewizja nie nada i będziemy robić wszystko, co ona by skrytykowała. Będziemy
wolni.
Jak dwa lata temu Bruno mnie od niej wyciągnął, bo płakałam tak
strasznie, że mnie obraża przy dziecku, ośmiesza męża. To on powiedział dosyć z
tą Arestemidą z piekła rodem. Koniec z nią. Wymieniliśmy numery telefonów. Nie
otwieraliśmy, jak waliła w drzwi. Leżałam z poduszką na głowie, żeby nie
słyszeć jej wrzasków. Tak się boi opinii publicznej, ale pod naszymi drzwiami
nie wstydziła się krzyczeć na cały dom. Jednak potem zaczęłam mieć wyrzuty. W
końcu matka. Napisała, że pomoże nam przy zakupie samochodu i jakoś się złamaliśmy.
Wstyd. Trzeba było nie brać tych pieniędzy. Bo znów poczuła się panią sytuacji.
I od początku zaczęły się szykany.
Telefon musi być co dwa dni, przyjeżdżać trzeba co weekend. Wysłuchiwać
żalów i pretensji. A jak spróbuję zaoponować, ojciec syczy, cicho, daj spokój,
zostaw. Tak się jej boi. Bo ona wszystkich niszczy. Baśka u nich ciągle
mieszka. Zupełnie jest bezwolna. Mogłaby się wyprowadzić, co ją tam trzyma? Nie
może wytrzymać bez obelg matki. Ona o niej dobrego słowa nie powie, tylko: ta
obleśna grubaska. A przecież wcale tak źle nie wygląda. Ale matka musi każdego
upokorzyć. Co ja robię, miałam o niej nie myśleć. Tylko o synku, o Brunie. Zakopuję.
Telefon dzwoni, na pewno ona. Nie odbiorę, odcinam się, jestem dorosła.
- Halo, tak mamo. No, nie mogłam wcześniej, no, przepraszam. Oczywiście
przyjedziemy. Masz rację, tak kupimy znicze i chryzantemę. Oczywiście.