sobota, 18 października 2014

CIĄGLE GDZIEŚ

...


CIĄGLE GDZIEŚ

            Ja to w miejscu usiedzieć  nie mogę, ciągle gdzieś muszę gonić, coś robić. Hela, mówię do jednej mojej koleżanki, ty to mnie kochana robotę w  Niemczech załatw, bo ja tu zwariuję od tego nicnierobienia. No i załatwiła. Pojechałam ci ja do tych Niemczech, wysiadam ci z autobusu, a tu taka pani podchodzi do mnie i guten morgen, to ja panią zaprowadzę. Ja już się z rozmówek polsko-niemieckich przygotowałam, co gutenmorgen i gutentag znaczy , więc też jej trochę poszwargotałam i poszłam za nią. No i zaprowadziła mnie do takiej pięknej willi i pokazała mi mój pokoik. Ładny był, nie powiem, taki malutki, czyściutki. Potem , jak się umyłam i zjadłam, to do staruszki takiej prowadzi mnie , co dziewięćdziesiąt pięć lat ma i w fotelu siedzi, no i opieka nad tą babcią była dla mnie przygotowana.
            Nie było źle, nie powiem. Raniutko wstawałam, kawkę sobie w kuchni zrobiłam, śniadanko, świeże bułeczki. Zjadłam i szłam do mojej babci. Czekała już z otwartymi oczami. To pogadałam do niej, ale po polsku, Pampersa wymieniłam i czekałam ci na pielęgniarkę. Bo nie, ja nie myłam jej, nie zajmowałam się taką pielęgnacją. Ale podejrzałam  tak jednym okiem. O paniuńciu, taka staruszeczka, a jakie to piersi miała, jak młoda kobieta. Aż pozazdrościłam. Potem pielęgniarka ubierała ją w to,  co przygotowałam, i sadzała w fotelu. Wtedy ją nakarmiłam, uczesałam, pogadałam. Babcia zasypiała, a ja na papieroska na balkon. I wtedy tak strasznie mi się nudziło, o paniuńciu, strasznie.
Mój Bogdanek dzwonił do mnie co drugi dzień. Czasem to nawet popłakał za mną w słuchawkę z tęsknoty. A ja tylko myślałam, żeby jeszcze wytrwać. Bo najgorsze było, że nie było z kim pogadać. A jak przychodziły do pani, córki tej babci, koleżanki, to naprawdę nie szło wytrzymać. To szwargotanie po niemiecku straszne. Ciągle tylko uciekałam na balkon, żeby popalić i nie słyszeć.  Trzy miesiące wytrzymałam i pędem do Polski wróciłam do mojego Bogdanka. Ale za to mogłam dziewczynkom i wnuczkom kupić jakieś prezenty, bluzeczki, zabawki. Akurat było na Boże Narodzenie. 
Ale się wytęskniliśmy wtedy, oj tak. I byłoby zupełnie dobrze teraz z moim Bogdankiem, gdyby nie to, że znów mnie gdzieś ciągnie i tak mi się chce polecieć, nie wiadomo gdzie, i coś porobić.

1.10.2011r.