... |
W UWIKŁANIACH
Spytałam ją o
wolność, kiedy czuje się wolna. Siedziała przede mną piękna czterdziestolatka.
Elegancka i szykowna. Prowadziłaby z klasą wywiady z ciekawymi ludźmi w
telewizji. Ten typ. Nie chamskie wrzaski polityków, a raczej coś bardziej
intelektualnego. Pisarze, wybitni aktorzy, socjologowie. Mówi też ładnym,
głębokim altem, w wyważony sposób.
Teraz opowiada
mi o swoim poczuciu wolności. Idzie z mężem i synkiem po parku. W swoim
rodzinnym mieście. Przyjechała z innego kraju, w którym próbują się urządzić.
Na razie powrót, bo jest małe dziecko, więc nie pracuje. Poza tym muszą
rozbudować dom. W swoim mają tylko kuchnię i jeden pokój, a dla dziecka
powinien być osobny. Trudno im sobie poradzić z jednym kredytem, przyjechała
więc. Pomoże mamie przy babci, może uda się też sprzedać po niej mieszkanie,
będą wtedy pieniądze na tamten pokój dla synka.
Ale nie mówi
więcej o wolności, twarz przygasa, pojawia się złość, oburzenie.. Wścieka się
na matkę, że tak ulega chorej na demencję
babce. Nie może znieść ciotki, która odwraca się od problemów i zajmuje
karierą. Ciotka stwierdziła, że matka była dla niej niedobra, więc nie będzie
znosiła teraz jej fanaberii. Niedobra? Oburza się, a jak była traktowana mama?
Babka cały czas siedziała u nich w domu, zaglądała w garnki, pod kołdrę,
wszystkich sztorcowała. Wtrącała się między rodziców. Ojciec się wściekał,
matka broniła babki, ciągły kocioł, awantury.
Moja piękna
rozmówczyni cała dygocze w oburzeniu, tłumacząc mi zawikłane konflikty
rodzinne. Patrzę na nią z żałością. Nie ma tu żadnego dystansu. Sama wplątana w
te sieci nie dostrzega swojej roli. A przecież w złości na matkę, ciotkę, także
teściową, wplątuje się coraz bardziej w niszczące układy, komplikuje relacje z
mężem, którego też wciąga w tę sieć rodzinnych udręczeń.
Patrzyłam na
życie jej matki, która w ciągłych uwikłaniach żyła wbrew sobie w niekończącej
się zależności. Teraz patrzę na jej córkę i widzę kolejny ciąg takich
uzależnień. Nieproszona wołam do niej: Dziewczyno, odetnij pępowinę, jesteś
dorosła, możesz być przecież niezależna. Nie pozwalaj na to, żeby niszczono i
twoje życie! Sztywnieje, odsuwa się. Taka rada to na nic. Przeraża ją, odbiera
poczucie bezpieczeństwa. Tracę z nią kontakt. Bo to takie trudne, zacząć
samodzielnie decydować o sobie i swoich wyborach nie oglądając się na innych.
Musi ich krytykować i złościć się na
nich. To też ją jakoś określa. Robi mi się przykro, że tylko wytrąciłam ją z
równowagi. To nie tak się ludziom pomaga odkryć własną drogę.
Czy kiedyś
zobaczy, że może powiedzieć po prostu NIE, nie wchodzić w konflikty, iść z
mężem i synkiem po parku bez potrzeby naprawiania tych, co nie do naprawy, dbać
o własne życie, nie trzymać się starych wzorców. Czy poczuje w sobie tę moc,
która pozwoli prowadzić ją do szczęścia i wolności?
6.05.2016r.