wjechał we mnie tramwaj |
Mam
nową Przyjaciółkę. Zaprzyjaźniłyśmy się na Facebooku, dostrzegłyśmy się w
tłumie, bo serca nam biją w podobnym rytmie, myśli i uczucia płyną równolegle i,
chociaż z różnych stron kraju, od razu tak sobie bliskie. Wysłałam jej swoją
książkę.
List od Elżbiety Kurowskiej
Przeczytałam. Bardzo dziękuję Ci za te -
niezwykłe w swej pozornej zwykłości - opowieści. Czyta się je tak, jakbyś
niemal dosłownie spisała powierzone Ci historie. Ale jest coś, co je wszystkie
łączy – Twoja wrażliwość, zasłuchanie, szacunek dla bohaterów, unikanie choćby
najmniejszej oceny, osądu. I to jest w tych opowieściach najcenniejsze.
Czytając je, czułam się tak, jakbym unosiła się nad światem - w takim życiu po
życiu - i miała szansę (zaszczyt!) zajrzeć w ludzkie sprawy. W te
najważniejsze, związane z miłością, seksualnością. Czasem te historie są
zabawne, czasem naiwne, niefrasobliwe, to znów zaprawione smutkiem,
nostalgią, poczuciem winy. Nie pamiętam opowiadań, które pokazałyby miłość, jak
coś powszechnego, codziennego. To nie są opowieści o niezwykłych uniesieniach,
które się zdarzyły jakimś wyjątkowym kochankom, ale o wszechobecności, a wręcz
nieuchronności przeżyć związanych z naszym ludzkim pragnieniem kochania i
bycia kochanym. To historie o tęsknotach, nienasyconych głodach, niezagojonych
ranach, bliznach, desperacji, samotności, naiwności, bólu, żarliwości,
zadziwieniu, ekscytacji, smutku. To historie powszednie, pospolite, choć
niepowtarzalne i wyjątkowe, jak niepowtarzalny i wyjątkowy jest każdy człowiek.
Wyobrażałam sobie, że spisywałaś je na serwetkach w jadłodajni, rąbku gazety w
pociągu, w kalendarzu na parkowej ławce, na fiszce w bibliotece, w
telefonicznym notatniku w parku, na kubku po kawie w dworcowej poczekalni. A
wszystkie skrupulatnie, żeby nie uronić najważniejszego. Wszystkie z czystą
intencją, z życzliwą akceptacją. Nie wiem, jak powstały te opowiadania. Jednego
jestem pewna: Twojej szczególnej wrażliwości i umiejętności słuchania pulsu
świata. Tobie mogłabym powierzyć najbardziej okaleczoną miłość, największe
miłosne brzydactwo. Dziękuję raz jeszcze, Kochana.