rys.Małgorzata Wojtkowiak |
SKRZYPCE
Tak walczyłam o tę Szkołę Muzyczną.
Strasznie walczyłam. Skończyłam podstawową. Ale ile mnie to kosztowało.
Oczywiście chodzi o dojazdy. Całe życie dojeżdżałam. Ale teraz to luksus w
porównaniu z latami sześćdziesiątymi. Szczególnie, gdy syn czasem podrzuci
samochodem. Wtedy na autobus rzadko można było liczyć. Taka malusieńka
dziewczynka z tym bezcennym futerałem ze skrzypcami. Pamiętam jak wystawałam na
deszczu i chłodzie na przystanku na Partyzantów koło posterunku milicji.
Czekałam w tłumie w tym cienkim płaszczyku, zmarznięta. Chowałam w ramionach
skrzypce, aby nikt ich nie uszkodził. Bałam się, że ktoś mnie przewróci i się
połamią. W końcu tłum mnie odpychał i nie mogłam już wejść do autobusu.
Zostawałam na kolejne dwie godziny, do następnego. Albo biegłam na dworzec i w
nieskończoność czekałam na pociąg do Stawigudy, w zimnej poczekalni. Dojazdy,
dojazdy, dojazdy. Pamiętam, jak, szczęśliwa, kiedyś dobiegłam do niemal pustego
autobusu PKS-u, a kierowca wypchnął mnie z krzykiem: „Tylko miesięczne”. Aż się
przewróciłam na pobocze. Kto zwracał
uwagę na małą wiejską dziewczynkę ze skrzypcami.
Uwielbiałam grać. Choć potem, gdy byłam
trochę starsza, męczyły mnie ćwiczenia ciągle tego samego. Szukałam innych nut,
albo improwizowałam. Dlatego musiałam powtarzać szóstą klasę, tak się
zaniedbałam w tych ćwiczeniach. Gdy byłam w piątej rodzice załatwili mi stancję. Nie wytrzymałam
długo. Umierałam z samotności i tęsknoty. Obiad w stołówce, dwie szkoły i
odrabianie lekcji. Gdy jedna z sublokatorek się powiesiła, powróciłam do domu i
dojazdów. Bałam się.
Ale nie wytrzymałam
tego dłużej. Nie miałam już siły na średnią szkołę. Bardzo rozpaczałam.
Schowałam moje skrzypce, żeby na nie nie patrzeć. Taki wielki żal. Teraz już
tak tego nie przeżywam. Dostałam ostatnio koncerty skrzypcowe Czajkowskiego. Co
za rozkosz. Nie ma piękniejszej muzyki od skrzypcowej.