... |
JAK
DOBRZE
Kończył smażyć jajecznicę, gdy
rozproszył go jazgot z telewizora. To podniecona moherówa wrzeszczała w swoim
świętym oburzeniu, że nigdy, przenigdy nie dopuści, aby temu cudownemu
człowiekowi, przywódcy narodu, wybrańcowi, ojcu Rydzykowi odebrano Telewizję
Trwam. Prychnął z niesmakiem do kota przywabionego apetycznym zapachem. Skąd
się biorą, powiedz mi Macieju, takie kretynki na świecie? Znów rzucił okiem na
ekran. Obrzydliwa baba, pomyślał. Ile może mieć lat? Siedemdziesiąt? Nie,
młodsza, z sześćdziesiąt. Gdzieś tyle co ja, cholera. Jezusieńku Nazareński, westchnął bluźnierczo,
toż ja ją znam. To przecież, aż przysiadł, moja najdroższa Beata.
Jajecznica wylądowała na talerzu, do
tego pyszny, świeżutki chlebeczek z piekarenki na rogu, wonna yerba mate i z pełną
tacą na ganeczek. Pies leży jak trzeba u stóp, kos wiosennie wygwizduje
piosenki, kot się nadal podlizuje ocierając o nogawkę spodni. Spadaj, Macieju,
masz swoje w misce. I wspomnienia lecą. Toż ta stara wstrętna baba była kiedyś
królową mojego serca. Kochałem ją jedną z pierwszych młodzieńczych miłości.
Och, żebyście wiedzieli, psie, kocie i kosie, jaka była śliczna. A nogi, jakie
miała, od ziemi, aż po niebiosa swojej ślicznej mini w drobne kwiatki. Ale,
patrzcie, ciekawe, zakochałem się w niej w kościele. Wtedy, jako
siedemnastolatek byłem niezwykle religijny. Nawet między jedną a drugą miłością
przemyśliwałem o wstąpieniu do klasztoru. Tak, na mnicha, chciałem się
wybierać. Ale jak się zakochałem w Beacie, wszystkie te myśli prysły i o tej
jej mini, i co pod nią myślałem znacznie bardziej.
Jak długo to trwało? Zaczęło się
gdzieś pod koniec drugiej licealnej. Pamiętał doskonale. Zapach kadzidła,
obecność Boga, tak, czuł to wtedy w Kościele, szmer modlitwy i w tym jakimś
uniesieniu nagle obraz prześlicznej twarzyczki dziewczyny siedzącej w ławce po
drugiej stronie przejścia. Wyłoniła mu się z tych uniesień jak anioł, a chwilę
potem, gdy wyszła, aby dojść do księdza po komunijny opłatek, te jej nogi
niebotyczne. I to uniesienie duchowe z nagłym podnieceniem jak najbardziej
seksualnym mu się splątało i wybuchło tak potężną miłością, że z trudem
doczekał do końca mszy, bo już chciał z nią być, przedstawić się, wyznać tę miłość
i zostać z nią do grobowej deski w miłosno- religijnym uścisku. Cześć, więc
powiedział, gdy wyszli. Obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem, odpowiedziała,
cześć, a potem sobie poszła. Wtedy nie wiedział, co dalej robić, to ruszył za
nią, żeby chociaż wiedzieć, dokąd zmierza.
A w domu do gitary i nowe piosenki.
Własne, okropne były, jak sobie przypomni. Istne disco polo, zaśmiał się.
Prekursorem byłem, powiedział psu. Ale na szczęście chyba tylko dwie, bo jednak
bardziej wprawiał się w tych ukochanych Beatlesów. Wyobrażał sobie, jak zacznie
jej grać, jak ona usłyszy jego śpiew. Zaczaruje się nim na sto procent.
Spotykał ją teraz często, po „cześć”
było, nazywam się Włodek, a ty? Gdzie się uczysz, może byśmy poszli do kina, na
spacer.? Na plażę? Na plażę było już na początku wakacji. To też bardzo dobrze
pamiętał. Gdy rozciągnął swoje chude, blade ciało na kocu obok niej, usłyszał
gromki śmiech, obcesowe „cześć stara” i „chodź popływać”. Ten cham, ten
prymitywny osiłek z zawodówki, co mieszkał w drugiej klatce w jego bloku prężył
swoje mięśnie, wyginał się jak idiota, a ona wcale nie z obrzydzeniem na niego
patrzyła. Nie mógł uwierzyć. Na jej twarzy było zainteresowanie. Boże, ile się
musiał nagimnastykować, naopowiadać, żeby uzyskać choć odrobinę tego, co ten
debil miał od samego wygięcia mięśni. Rozpacz, żenada, tragifarsa, myślał.
Zniknęła Beata z jego życia. Znów
chciał wstąpić do klasztoru. Na szczęście wcześniej zdał na studia. Na
filozofię. Ileż to potem cudnych panienek robiło do niego takie oczy, jak ta
Beata do osiłka. Kiedy był młodym, intelektualnie rozbuchanym asystentem,
doktorem, docentem. Nawet teraz, za profesury zdarza mu się dostrzec ten wyraz
zachwytu na ślicznej buźce studentki. A ożenił się z koleżanką z roku. Mają
dwie córki. Jedna w Stanach, druga na szczęście za miedzą. Bo dzięki temu i z
wnuczętami kontakt ciągły.
A Beata? Cóż, wyszła za osiłka,
skretyniała i walczy o Telewizję Trwam. Jak dobrze, że mnie nie chciała, wiesz
kosie.
12.04.2014r.