ostatnie dumanie pana Wiesława |
OSTATNIE DUMANIE PANA WIESŁAWA
Myk,
myk, przeleci to życie jak ptak jakiś, albo kamień z nagła rzucony. I co teraz?
Jesteś Ty tam, Boże? Nie wiem. Osiemdziesiątka na karku, dwa zawały zaliczone.
Na trzeci mam się raczej nie decydować, pan doktor wygłosił mi przemądre
zdanie. Bo jak się zdecyduję, to się dowiem. Czy w piekielną otchłań wpadnę,
czy zaśpiewam w chórze anielskim, a może zamienię się w nicość? Mogę też
przejść do następnego życia. Zostać łapserdakiem pod mostem denaturat pijącym,
prezydentem kraju jakiegoś, a może małą afrykańską dziewczynką zgwałconą przez
pułk żołnierzy. No, co tam, Boże, powiesz mi?
Dumam nad
tym lat siedemdziesiąt, bo od dziesiątego roku życia dumam, gdy ksiądz wyrzucił
mnie z konfesjonału, jak pomyliłem się w regułce, którą trzeba wygłosić przed
spowiedzią i szedłem taki zapłakany z tego kościoła, i myślałem, dlaczego Bóg
mi to zrobił? Tak go kochałem, tak starałem się nie grzeszyć, tydzień myślałem,
co powiedzieć księdzu do ucha. Było tego tak żałośnie mało, że ukradłem ołówek
Grześkowi z sąsiedniej ławki, żeby cokolwiek było. Ołówek po spowiedzi miałem
oddać, ale i tak zostałem wyrzucony jak jakiś łajdus podły.
Męczyłeś Ty
się Jezu na krzyżu za nas maluczkich i co z tą Twoją męką zrobiliśmy?
Poubieraliśmy w złote ornaty swoich biskupów, napaśliśmy brzuchy proboszczów,
wygoniliśmy z kościoła tych, którzy o miłości Twojej prawią, a nie o polityce.
Spalaliśmy kobiety i innowierców na stosach od opętanych szatanem ich
wyzywając, utłukiwaliśmy pogan masowo głosząc Twoją chwałę. Czy warto Ci było za
to umierać na krzyżu Jezusie Nazareński?
Religii tyle
na świecie jest, setki, a może i tysiące. A sekt rozmaitych! Teraz to nawet jakaś od pizzy, czy hot-doga się
utworzyła. A która prawdziwa? Którą chwycić za piętę, przyciągnąć do piersi,
włożyć do serca. Nie wiem, nie wiem, Boże Jedyny. Jedyny dla mnie, a każdy
przecież ma swojego Boga. Bo jak rozmawiam z ludźmi, to każdego Bóg inny. Jeden
okrutny, pozwalający na wojny i bezprawie, inny czuły i pełen miłości, dający
ukojenie, trzeci surowy, sprawdzający ciągle, czy nie nagrzeszyłaś marna ludzka
istoto, a czwarty wesoły, podrygujący w tańcu. Piąty siedzi pod kołdrą i
sprawdza, czy po bożemu się dzieje, szósty pozwala na radość i figle wesołe.
Jaki jesteś Boże i gdzie?
Czy w Radiu
Maryja mieszkasz, czy w „Tygodniku Powszechnym”? A może w jakiejś chacie peruwiańskiego
szamana?
Chrześcijaninem
byłem całe życie. Bo mękę chrystusową czułem, łzami płakałem gorzkimi myśląc o
niej i dobro starałem się czynić w Jej imię. A przecież chrześcijan tyle, a
każdy inny. Ewangelik wyśmiewa się z katolika, katolik rży na widok popa. A
wszyscy ciągną za brodę rabina i chcą go do pieca wsadzić. To co mam, Boże,
myśleć o tym, gdy mnie wołasz do siebie?
Czy przez czyściec z nieochrzczonymi dziećmi szedł będę? O zarodek kłócą
się kapłani Twoi jak o największy skarb. Dzieci z wodogłowiem na mękę życia
każą rodzić, a o godziwe miejsca w domu starców nie dbają. Umierają w
samotności staruszkowie udręczeni życiem, z pustą szklanką bez wody obok, bo
nikogo nie ma, co by dolał. Wiem, znam takich, sam się taki staję.
Za które
grzechy będę odpowiadał, które uczynki dobre pochwalisz, a które zganisz? Teraz
już nie wiem, czy zawsze to, co dobre mi się wydawało, dobrym było, a co złe,
złym.
Ledwo
chodzę, Boże Ty mój. Podpieram się na lasce, mojej jedynej towarzyszce. Żona
zmarła, syn w Anglii, Samotnym jak palec. O Tobie, dumam, Boże, czy mnie
przyjmiesz i jak. Czy się cieszyć mam, czy bać. Nie wiem. Siedzę na ławeczce
nad rzeką, na niebo patrzę, na tę zieleń soczystą i mówię sobie, to jest mój
raj. Niech się we mnie wtłoczy, niech się w nim rozpłynę, w tym śpiewie ptaków,
w szeleście drzew. I niech mnie nikt nie ratuje.
1.07.2015r.