,,, |
POGRZEB
Trumna stała na katafalku. Nie, to nie
był katafalk, To wózek na kółkach. Ciekawe, uproszczenie, wygodnie. W trumnie
leżała Ona. Myślałam o tym, jak bardzo była nieszczęśliwa w życiu. Słuchałam
księdza. Rzadko widzę księży na żywo. Częściej w telewizji. Ten był żywy i
odwalał swoją nudną robotę. Każde słowo wymawiał wyraźnie i osobno. To było
dobre. Przynajmniej wyraźnie. Potem ten drugi na cmentarzu bełkotał w zlepionym
ciągu wyrazów. Okropność, a nie był wcale młody, więc musiał tak ludziom bełkotać
na pewno ponad dwadzieścia lat , nawet śpiewał bełkocząc. Jak oni to znosili,
współczuję.
Ten mówił wyraźnie i nudno. Zgubił
kartkę z nazwiskiem i długo szukał. Czekaliśmy. Ja czekałam, czy znajdzie, a
jak nie, to jak sobie poradzi. Znalazł. Mówił o grzechu. Myślałam o jej
parszywym życiu, jakimś pijaku, który ją bił. Nie znałyśmy się w zasadzie.
Nasze patrzenie na świat było tak odległe, że nie udałoby się przyjaźnić. Widzę
ją w białej sukience i wianuszku na komunijnych zdjęciach. Z jasnymi lokami. Tak
najbardziej, bo nie widziałam jej w trumnie. Szeptano mi potem, że biedniutka,
skurczona. Po dwóch miesiącach śpiączki. Tylko rok starsza ode mnie. Czyli
młoda, powiedziała kwiaciarka komponując bukiet. No, jak na umieranie, to dość
młoda. Teraz się długo żyje, chyba że jakiś rak nie trzaśnie wcześniej.
Opowiadała mi kuzynka, jak kiedyś
wybiegła z pokoju, w tym domu naszej wspólnej babci, wybiegła zapłakana w
podartej koszuli, zakrwawiona. Ten jej pijany mąż gwałcił ją, a ona nie umiała
się od niego uwolnić, uratować. Wujek, jej ojciec, umarł zaraz potem i
widziałam, jak ciotka, z Poznania, na
cmentarzu nad grobem, syczała do nich, jak mogliście przyjść, mordercy. Ona
cała w czerni, wstrząśnięta, zapłakana, a ciotka z tym mieczem sprawiedliwości
w dłoni.
Ledwo o tym pomyślałam, telefon od tej
ciotki, dopytuje się, jak przebiegł
pogrzeb. Ona już trzęsąca się staruszka. Nie dojechała.
No więc ksiądz o grzechu, ani słowa w
zasadzie o zmarłej. Tylko żebyśmy modlili się, żeby Bóg jej wybaczył. Założenie
z góry, że nagrzeszyła. A o cierpieniu, o parszywym losie? Czy zrobiła coś
dobrego? Opiekowała się długo sparaliżowaną matką. Kiedyś zadzwoniła do mojej
mamy z życzeniami świątecznymi. Słyszałam jej udręczony głos, jakąś tęsknotę.
Może tak tylko chciałam usłyszeć. Nie spotykałyśmy się, żal.
Dużo ludzi na tym pogrzebie.
Rozpoznaję trochę kuzynostwa, ale większość nieznane twarze. Kilka łez u
jakiejś kobiety. Zgnębiona twarz syna. Nawet nie pamiętam, jak ma na imię, a on
nie ma pojęcia, że jestem jego ciotką. Takie wielkie rozlezione po czasie i
świecie rodziny. Pogubione związki, niezawiązane więzi.
Ceremonia nudna i bezpłciowa w
kiczowatym otoczeniu jarmarcznych obrazów i pieśni o poetyce disco polo. Taki
pogrzeb jakie życie. Smutne, biedne.
Tak mało się znałyśmy. Kuzynostwo
zaczyna wymierać. Dużo nas było. Babcia miała dziewięcioro dzieci, a każde
przynajmniej dwoje, troje Nie potrafię policzyć. Będziemy się spotykać na
pogrzebach. Kto na czyim?
17.10.2013r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz