czwartek, 17 października 2013

POGRZEB

,,,


POGRZEB

Trumna stała na katafalku. Nie, to nie był katafalk, To wózek na kółkach. Ciekawe, uproszczenie, wygodnie. W trumnie leżała Ona. Myślałam o tym, jak bardzo była nieszczęśliwa w życiu. Słuchałam księdza. Rzadko widzę księży na żywo. Częściej w telewizji. Ten był żywy i odwalał swoją nudną robotę. Każde słowo wymawiał wyraźnie i osobno. To było dobre. Przynajmniej wyraźnie. Potem ten drugi na cmentarzu bełkotał w zlepionym ciągu wyrazów. Okropność, a nie był wcale młody, więc musiał tak ludziom bełkotać na pewno ponad dwadzieścia lat , nawet śpiewał bełkocząc. Jak oni to znosili, współczuję.
Ten mówił wyraźnie i nudno. Zgubił kartkę z nazwiskiem i długo szukał. Czekaliśmy. Ja czekałam, czy znajdzie, a jak nie, to jak sobie poradzi. Znalazł. Mówił o grzechu. Myślałam o jej parszywym życiu, jakimś pijaku, który ją bił. Nie znałyśmy się w zasadzie. Nasze patrzenie na świat było tak odległe, że nie udałoby się przyjaźnić. Widzę ją w białej sukience i wianuszku na komunijnych zdjęciach. Z jasnymi lokami. Tak najbardziej, bo nie widziałam jej w trumnie. Szeptano mi potem, że biedniutka, skurczona. Po dwóch miesiącach śpiączki. Tylko rok starsza ode mnie. Czyli młoda, powiedziała kwiaciarka komponując bukiet. No, jak na umieranie, to dość młoda. Teraz się długo żyje, chyba że jakiś rak nie trzaśnie wcześniej.
Opowiadała mi kuzynka, jak kiedyś wybiegła z pokoju, w tym domu naszej wspólnej babci, wybiegła zapłakana w podartej koszuli, zakrwawiona. Ten jej pijany mąż gwałcił ją, a ona nie umiała się od niego uwolnić, uratować. Wujek, jej ojciec, umarł zaraz potem i widziałam, jak ciotka,  z Poznania, na cmentarzu nad grobem, syczała do nich, jak mogliście przyjść, mordercy. Ona cała w czerni, wstrząśnięta, zapłakana, a ciotka z tym mieczem sprawiedliwości w dłoni.
Ledwo o tym pomyślałam, telefon od tej ciotki, dopytuje się, jak przebiegł  pogrzeb. Ona już trzęsąca się staruszka. Nie dojechała.
No więc ksiądz o grzechu, ani słowa w zasadzie o zmarłej. Tylko żebyśmy modlili się, żeby Bóg jej wybaczył. Założenie z góry, że nagrzeszyła. A o cierpieniu, o parszywym losie? Czy zrobiła coś dobrego? Opiekowała się długo sparaliżowaną matką. Kiedyś zadzwoniła do mojej mamy z życzeniami świątecznymi. Słyszałam jej udręczony głos, jakąś tęsknotę. Może tak tylko chciałam usłyszeć. Nie spotykałyśmy się, żal.
Dużo ludzi na tym pogrzebie. Rozpoznaję trochę kuzynostwa, ale większość nieznane twarze. Kilka łez u jakiejś kobiety. Zgnębiona twarz syna. Nawet nie pamiętam, jak ma na imię, a on nie ma pojęcia, że jestem jego ciotką. Takie wielkie rozlezione po czasie i świecie rodziny. Pogubione związki, niezawiązane więzi.
Ceremonia nudna i bezpłciowa w kiczowatym otoczeniu jarmarcznych obrazów i pieśni o poetyce disco polo. Taki pogrzeb jakie życie. Smutne, biedne.
Tak mało się znałyśmy. Kuzynostwo zaczyna wymierać. Dużo nas było. Babcia miała dziewięcioro dzieci, a każde przynajmniej dwoje, troje Nie potrafię policzyć. Będziemy się spotykać na pogrzebach. Kto na czyim?

17.10.2013r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz