niedziela, 5 kwietnia 2015

BYŁA NIĄ

była nią


BYŁA NIĄ

Stała pod krzyżem spokojna. Wiedziała, że ma teraz zanieść go do groty. Trzymała jego ciało w ramionach. Było lekkie jak płótno. Leżało na wyciągniętych rękach bezwładnie.  Zbliżał się wieczór, schodziła powoli ze wzgórza. Nie było w niej ani rozpaczy, ani żalu, tylko pewność nieuniknioności. Kochała swego syna całą sobą, całym światłem, które rozprzestrzeniało się z jej ciała i rozpływało w powietrzu coraz dalej i dalej. Za drogę, za drzewa, za wzgórza. Było w tym dostojeństwo i powaga. Nie trzeba było myśleć, roztrząsać. Po prostu istniała w tej chwili. Szła powoli i każdy krok, który niósł ją dalej, miał znaczenie. Był tym, czym miał być.
Grota była jasna. Wchodziła w nią z szarości kończącego się dnia. Na jej środku biały, płaski kamień wznosił się po to, aby mogło spocząć na nim ciało Jezusa. Położyła go tam i zabrała się za wcieranie w umęczone zwłoki olei żywicznych. Ich intensywny zapach roznosił się aż po najodleglejszy zakątek tej przestrzeni. Delikatnie, z czułością dotykała syna. Nie trzeba było się spieszyć. To był czas pożegnania. Czas dokonania. Najmniejsze muśnięcie miało swoją wagę. Stawało się.
Białym płótnem przykryła namaszczone ciało. Spokojnie i uważnie. Jeszcze raz rozejrzała się po grocie wypełnionej intensywnym zapachem olejków. Świeciły w blasku oliwnej lampki jasne, wapienne skały, gdzieniegdzie naznaczone odciskami muszli. To dobre miejsce na spoczynek, pomyślała. Teraz ma wyjść i poczekać.
Usiadła niedaleko. Zatopiła się w sobie. Od tamtej chwili, gdy usłyszała glos Anioła, poddawała się biegowi życia, kierowanego już nie przez nią. Była w niej zgoda nawet na najgorsze cierpienie. I wie, że nic  nie mogło być inaczej.
Powoli wstała i wróciła do groty. Na kamiennym postumencie nie było nikogo. Odszedł, powiedziała, dobrze, spełniło się.

Powoli wracała do siebie. Otworzyła oczy, uśmiechnęła się. Matko Boska, co ja widziałam, kim ja byłam? Taka medytacja. Wstała i powoli wyszła z domu. Szła ulicą, była w niej miłość. Taka wielka, która wylewała się z niej na niebo, drzewa, ptaki i ludzi. Uśmiechała się. Tyle we mnie miłości. Matko Boska, ja byłam Tobą.

30.01.2015r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz