... |
ABSOLUTNIE
Absolutnie
nie jestem żadną feministką. Uważam, że kobieta jest przeznaczona do rodzenia
dzieci, wychowywania, dbania o ognisko domowe. Takie są kobiety, zupełnie inni
niż mężczyźni. Oczywiście, jeśli kobieta nie chce mieć dzieci, ma do tego
prawo, nie wolno jej zmuszać. Nawet ja,
teraz, pod koniec życia, myślę sobie, że gdybym zaczynała od nowa, to
nie zdecydowałabym się na dzieci. To przecież ciągła udręka. Najpierw lęk o
zdrowie, rozwój, czy zdobędą dobre wykształcenie, czy zjadą dobrych partnerów,
czy będą mieli pracę. Czy nic im się nie stanie, jak wyjeżdżają, wychodzą,
znikają za rogiem. Nie, gdybym od początku zaczynała, żadnych dzieci. Sama
swoboda i radość życia.
Tylko
parytety nie podobają mi się w tym feminizmie. Co to znaczy pięćdziesiąt
procent? Głupia zasada. Jak mądre, to niech będzie i sto. Ale po co nam taka
Nelly Rokita? Przecież to kompletna idiotka.
Sześćdziesiąt
lat żyję z mężem. Bardzo nam dobrze razem. Ale teraz myślę, czy ten ślub był
konieczny? Przecież się kochaliśmy zawsze, a teraz na starość tak bardzo się
wspieramy. Czy to przez ślub? Absolutnie! Przez miłość i szacunek. Chociaż może
taki ślub to jednak zobowiązuje? Bo kobiety zawsze zaczajały mi się na męża.
Bez ślubu nie miałyby skrupułów. Ale i tak jestem za wolnymi związkami.
Brakuje
mi teraz na starość kontaktu z mądrymi, ciekawymi kobietami, z którymi mogłabym
dzielić się przemyśleniami i doświadczeniem. Moje przyjaciółki, albo umarły,
albo wyznają religię smoleńską. Nie ma z kim pogadać. Szkoda.
A
może jednak jestem feministką? Może i tak.
17.04.2013r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz