piątek, 24 czerwca 2016

ABSOLUTNIE

...



ABSOLUTNIE

            Absolutnie nie jestem żadną feministką. Uważam, że kobieta jest przeznaczona do rodzenia dzieci, wychowywania, dbania o ognisko domowe. Takie są kobiety, zupełnie inni niż mężczyźni. Oczywiście, jeśli kobieta nie chce mieć dzieci, ma do tego prawo, nie wolno jej zmuszać. Nawet ja,  teraz, pod koniec życia, myślę sobie, że gdybym zaczynała od nowa, to nie zdecydowałabym się na dzieci. To przecież ciągła udręka. Najpierw lęk o zdrowie, rozwój, czy zdobędą dobre wykształcenie, czy zjadą dobrych partnerów, czy będą mieli pracę. Czy nic im się nie stanie, jak wyjeżdżają, wychodzą, znikają za rogiem. Nie, gdybym od początku zaczynała, żadnych dzieci. Sama swoboda i radość życia.
            Tylko parytety nie podobają mi się w tym feminizmie. Co to znaczy pięćdziesiąt procent? Głupia zasada. Jak mądre, to niech będzie i sto. Ale po co nam taka Nelly Rokita? Przecież to kompletna idiotka.
            Sześćdziesiąt lat żyję z mężem. Bardzo nam dobrze razem. Ale teraz myślę, czy ten ślub był konieczny? Przecież się kochaliśmy zawsze, a teraz na starość tak bardzo się wspieramy. Czy to przez ślub? Absolutnie! Przez miłość i szacunek. Chociaż może taki ślub to jednak zobowiązuje? Bo kobiety zawsze zaczajały mi się na męża. Bez ślubu nie miałyby skrupułów. Ale i tak jestem za wolnymi związkami.
            Brakuje mi teraz na starość kontaktu z mądrymi, ciekawymi kobietami, z którymi mogłabym dzielić się przemyśleniami i doświadczeniem. Moje przyjaciółki, albo umarły, albo wyznają religię smoleńską. Nie ma z kim pogadać. Szkoda.
A może jednak jestem feministką? Może i tak.

17.04.2013r.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz