...
WIZYTA
Tęskniłam za nimi od dłuższego czasu. Ale jednocześnie obawiałam się, że
gdy przyjdę, natknę się na ich ból, odchodzenie. Więc ciągle coś mi
przeszkadzało wybrać się do nich. Ale teraz byłam blisko i zaszłam.
Trzy miesiące niewidzenia, a tacy
zmienieni. Ona słabiutka, z sińcami pod oczami, drżąca. On blady. Starzec. Co
zostało z ich niedawnego jeszcze piękna? Uśmiechy, życzliwość.
Ciasto na stole. Ona go po rękach
uderza.
─ Jak ty lejesz tę herbatę, nie
widzisz, że ci się ręce trzęsą. Nie bierz się za to, czego nie umiesz.
Nigdy nie widziałam jej takiej rozzłoszczonej.
On spokojny, nie reaguje. Patrzy łakomie na ciasto, które kupił, gdy
zadzwoniłam, że zaraz przyjdę. Na szczęście prawie nie słyszy. Nawet w
aparacie.
Ona zamyśla się, patrzy gdzieś w
głąb siebie:
─ Po tym ostatnim zawale, jeszcze
mniej śpię. Ale nie martwię się tym. Przypominają i się obrazy z dzieciństwa.
Tak wyraźnie, jakbym oglądała fotografie. Albo film. Nawet zapachy. Zapach
piwnicy u mojej babci. Słoiki na półkach. Każdy osobno. Wyraźnie. Ustawienie,
kolory. Nie wiedziałam, że tak można pamiętać. Otwierają się szufladki, przez
lata, dziesięciolecia pozamykane. Szkoda, że tak daleko jesteśmy od dzieci I
wnuków. Oni nic nie wiedzą o naszym życiu. Chciałabym im to opowiedzieć. O
dzieciństwie, o tej strasznej wojnie.
─ A teraz to dziwne rzeczy porobiły
się z tym Kościołem.─ Nagła zmiana tematu. To on zatopiony we własnych myślach.─
Kiedyś się nie zastanawiałem, jest Bóg, nie ma. Po prostu wypełniałem rytuały,
chodziłem do kościoła. A teraz moja noga już tam nie stanie. Jak to zrobić,
żeby ominąć to wszystko, jak się umrze? Żeby żadnego księdza, broń Boże, nie
było na moim pogrzebie.
─ Na moim też ─ ona szybciutko
dodaje.
─ A pamiętacie ─ jego nagły wybuch śmiechu
─ jak w tym filmie „Poznaj moich rodziców” ten zięć potrącił niechcący stojącą
na kominku urnę i konsternacja: Babcia się rozsypała!
Teraz ona:
─ Nie trzeba się martwić. W takim
popiele nie ma bakterii, nie ma już ciała człowieka. Popiół jest czysty
przecież. Powinni nas spalić i wysłać do synów, do Kanady.
I zaraz on:
─ Wsypią nas do oceanu i z głowy.
Tak byłoby najlepiej.
Potem jeszcze o Bogu pogadaliśmy.
Trochę się uśmiechałam w duchu. Moja mama, ich przyjaciółka z młodości, pod
koniec życia zrobiła się taka religijna, gdy mnie wychowywała daleko od
kościoła, oni do kościoła chodzili, a teraz ateiści jak się patrzy.
Żegnamy się czule, ja już z
tęsknotą i wyrzutami sumienia, bo wiem, że nie będę tu zbyt często. Oni ze
zrozumieniem, że nie mam tyle czasu dla nich.
Moi kochani, bądźcie jak najdłużej.
5.12.2013r.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz