... |
DWIE BUTELECZKI
Mój pies ostatnio zbzikował. Kilka razy zdarzyło mu
się oszaleć z lęku, gdy był sam w domu. Pewnego dnia zostawiliśmy go samego, a gdy wróciliśmy, dom był
zdemolowany, on zaś wył ze strachu.
Barierki chroniące przed wejściem psa do salonu i na piętro pogryzione,
zgrzewka z pudełkami z mlekiem rozszarpana. Koszmar. Do weterynarza, jakieś leki uspokajające. Ale
ile można mu dawać? W końcu
odstawiliśmy i znów po pewnym czasie , gdy nas nie było w domu -obłęd. Widać
było, że przy byle czym szaleje ze strachu. Tak szarpał klatkę, w której go
trzymamy pod stołem, gdy jest sam, albo przyjdą goście, że wyrwał sobie kieł.
Zastanawialiśmy się, szukaliśmy wszędzie przyczyny. Może jakieś odgłosy,
stukania klapy w piwnicy? Nie wiadomo.
Został kiedyś z teściem. Był w ogrodzie, a gdy
dziadek chciał go zaprowadzić do domu, Frodo uciekał ze strachu przed wejściem.
Pobiegł do samochodu, jakby chciał odjechać.
Weterynarz brał pod uwagę różne czynniki. Na przykład guz mózgu. Ale nie
zdarzałoby się to tak sporadycznie, za to w takim nasileniu. Objawy byłyby
inne. Aż któregoś dnia zaproponował nam
niekonwencjonalne leczenie. On w ogóle jest niezwykły. Daje zwierzętom leki
homeopatyczne, odczynia uroki. Tym razem także postawił przed nami 2 buteleczki
i powiedział, żeby psu smarować codziennie kropkę na czole płynem z jednej, a z
drugiej pryskać kroplę na środek salonu raz w tygodniu.
Nie wierzę w takie rzeczy. Odżegnuję się od wszelkich
czarów-marów. Głupoty. Ale z drugiej strony…nie zrobić tego, gdy mnie to nic
nie kosztuje? No i robię.
Frodo się uspokoił, nie szaleje. Może to już się
utrzyma? Mam nadzieję. Mimo wszystko wierzę w te zabobony mojego ulubionego
weterynarza
Gdy Frodo był jeszcze szczeniakiem, w ciągu kilku tygodni uszkodził sobie po kolei trzy łapy. Spytał mnie wtedy ten
lekarz:
- A nie mówiłaś o psie jakiejś nieżyczliwej koleżance, bo wygląda mi to na
rzucenie uroku.
- No jak to! Ja żadnych nieżyczliwych koleżanek nie
mam, a jak nawet jeśli jakaś jest, to nie chcę o tym wiedzieć.
- Mimo wszystko radzę ci, zawiąż mu przy obroży
czerwoną kokardkę i powtarzaj kilka razy dziennie „Niech to zło, które do mnie
przychodzi, w dobro się obróci i do niego wróci”.
Zrobiłam, jak radził, choć sama się śmiałam z siebie.
Ale podziałało. Nie było więcej zranionej łapy..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz