fot.L.D. |
JEDYNY TRZEŹWY
Lekarz
powiedział, alkohol nie wchodzi w grę. Leki, które ma pan brać, mogą
zaszkodzić, gdy pan sobie pozwoli. No, kieliszek czerwonego wina wieczorem na
uspokojenie serca, ale to wszystko. I nie piję już cztery lata. Sam się z tego
wydobyłem. Wiedziałem, albo wyląduję na śmietniku, albo będę żył. I teraz,
patrz, jedzie dziadek z dalekiej Anglii, wiezie prezenty, wnuk samochodem
przyjeżdża na lotnisko w Warszawie, a potem do Biskupca. Tam cały dom gości
sproszonych. Opowiadanie, rozmowy, biesiada. Mam rodzinę, nie jestem sam.
A
byłem już na dnie. Ale udało się dojechać do Anglii, znaleźć pracę. Jak się
przydarzył wypadek, w którym połamałem w kilku miejscach nogę, myślałem, że po
mnie, że nie wydobędę się już nigdy z kłopotów. No i patrz po trzech latach
wywalczyłem wreszcie odszkodowanie i to takie, że mogłem sobie pozwolić na
wykupienie akcji tej farmy. Szef powiedział, że przepisze mi wszystko w
testamencie. Mam pracę, pieniądze, porządne mieszkanie, dwa samochody, dwa
telewizory. Piękne panie zabiegają o moje względy. Jedna bogatsza od drugiej.
Ale ja nie wchodzę w żaden związek. Moja wolność jest najcenniejsza.
A
ty wiesz, jakie dziwaki z tych Anglików? Prowadzę taki mały sklepik na naszej
farmie rybnej. Wiesz, kawa, herbata, haczyki, zanęty. O piątej rzucają wędki i
do sklepiku, na herbatę. Z mlekiem oczywiście, he, he. I chodzą, celebrują,
unoszą się. Na ścianach portrety naszych klientów z największymi okazami.
Delektują się, pochłeptują herbatkę. Nasi musieliby wypić ze ćwiartkę, żeby się
znaleźć w takim stanie uniesienia. A oni tę herbatę z mleczkiem.
Dziwadła
z nich niezłe. Te ich kierownice po prawej stronie, okrągłe żółte skrzynki na
listy, stuletnie budki telefoniczne. W środku wyposażenie najnowocześniejsze, a
budka sprzed dwustu lat. Albo tablice
rejestracyjne, z przodu białe, z tyłu żółte. Mówię, dzięki temu wiedzą gdzie
przód, gdzie tył, a oni ni diabła nie rozumieją dowcipu, nasi pękają ze
śmiechu, a ci próbują tłumaczyć, że przecież widzą po kierownicy. Ech, Anglicy.
Lecę samolotem, stewardessy tłumaczą, jak włożyć kamizelki ratunkowe, a ja
podnoszę dwa palce i łan kłeszczyn pliz. O co chodzi, pytają, a ja że poproszę
o temperaturę morza pod nami, bo jak byśmy spadli, to przecież mogę zmarznąć.
Fukają zamiast się śmiać.
A
ty mi, Hania, wysyłasz takie teksty, że potem nie wiem gdzie oczy podziać.
Teraz jestem uczciwy, niepijący, porządny człowiek. Umieram ze zgorszenia. Nie
mogę słuchać takich rzeczy. I to przez mój nowy komputer! Ty wiesz, ile on
kosztował? Chyba tyle, co pięć takich jak twój. Co to znaczy, że bociany
miłosne sceny odstawiają w gnieździe? Znów zaczynasz. Pamiętaj, że z
kulturalnym człowiekiem jedziesz, niepijącym. Koledzy po nocach dzwonią do
mnie, że zabalowali i ja jeden w okolicy trzeźwy, i niech ich wiozę do domu.
Taki porządny jestem, a ty narażasz mnie na takie stresy tymi swoimi
opowieściami o tramwajach, czy pociągach. Nie zapominaj z kim masz do
czynienia. Dobrze, że się wstydzisz, no!
11.04.2012r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz