piątek, 6 grudnia 2013

KALOSZE

...   


KALOSZE

            Miałam na nóżkach nowe kalosze. W lewej ręce dużą i ciepłą rękę taty. Szliśmy przez park. Ciepło ci, pytał tata. Ciepło, mówiłam rozpromieniona. Jakie masz piękne kalosze, mówił tata. Czerwone, wołałam i właziłam w kałuże.
            Było po deszczu, kałuż się narobiło tyle, że mama włożyła mi te nowiuteńkie kalosze. No i przyjechał tata. Nie widziałam go dawno i pamiętałam tylko ze zdjęcia. Uśmiechał się do mnie i trzymał za rękę. Chciałam tak iść po parku, po kałużach z tatą do końca życia. Opowiadaliśmy sobie, co widzimy. Że wróbel pije wodę, że liście kolorowe,  że patyczki ułożyły się w literkę M jak Magdusia. Ciepła ręka taty, kałuże, Magdusia. Niech tak będzie, niech tak będzie!
            Musimy wracać, zrobiło się późno, powiedział tata. Na pewno bolą cię już nóżki. Bolały mnie już trochę, ale nie chciałam nigdzie wracać, chciałam tak iść i iść, a potem opowiedzieć mamie, jak było wspaniale. No dobrze, możemy wracać.
            Jak ona wygląda! krzyczała mama,  gdzie wyście byli? Chodziliśmy po parku, mamusiu! Po parku, w deszczu? Oszalałeś. Nawet dziecku lizaka nie kupiłeś. Nawet na to cię nie stać. Tato stał blady, skubał kurtkę. Nawet lizaka, mama szarpiąc ściągała ze mnie płaszczyk, zdejmowała kalosze. Odwrócił się i wyszedł zamykając cicho drzwi.
Nigdy już nie wrócił. 

7.2012r.


1 komentarz: