NA MOLO |
NA MOLO
Mój ojciec to
prawdziwy oryginał. Lubi iść w poprzek, za sercem, za pragnieniem, inną drogą.
Nie zawsze służyło to naszej rodzinie, ale na pewno spowodowało, że
zakochiwałam się potem w artystach. A najbardziej bezkompromisowego,
autentycznego i oryginalnego wybrałam na całą drogę życia. Banalni,
schematyczni nie wzbudzali we mnie żadnych emocji.
Sama też
trzymam się reguł, które służą dobru, a na te, które służą temu, żeby być, bo
tak chce ten, który je ustanowił, nie zwracam uwagi. Często wspominam moment,
kiedy weszliśmy z ojcem ociekający wodą z płetwami i maskami w rękach na molo w
Sopocie po nurkowaniu w falach Bałtyku. Szliśmy beztrosko, gdy zobaczyłam nagle
tablicę z napisem „Zabrania się wchodzenia na molo w kostiumach kąpielowych”.
Miałam wtedy piętnaście lat. Oj, powiedziałam przestraszona, patrz, tata, nie
wolno wchodzić w kostiumach na molo! A on wtedy ze spokojem: Nie bój nic,
przepisy są po to, żeby je łamać.
Stosuję to
całe życie, szczególnie przy przepisach kulinarnych, które mam sobie za nic. No
i teraz, pięćdziesiąt lat później, siedzę z tym moim ojcem przed telewizorem i
patrzymy sobie na Planet plus. Nagle
na ekranie pojawia się sopockie molo. Pamiętasz, tata, mówię, jak szliśmy tam
po nurkowaniu na naszych wczasach. Nie pamiętał, więc mu opowiedziałam. A on
oniemiał. Naprawdę tak ci powiedziałem?! To niemożliwe! Powinienem ci
natychmiast kazać zdjąć kostium. Jak bez kostiumów, to bez kostiumów.
23.02.2017r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz