poniedziałek, 27 listopada 2017

Zbrodnia w Białym Teatrze

fot. Magdalena Szurek


BIAŁY TEATR- „Zbrodnia z premedytacją”

Najpierw muzyka ogarniająca przestrzeń. Mężczyzna w skórzanej kurtce nie doczeka się nikogo na stacji, musi jechać wynajętą bryczką. Co się dzieje? Niby nic, pusta scena, tylko ten mężczyzna bez bryczki bez neseseru, a jednak są, widzimy wszystko. Czy to muzyka  Jarosława Kordaczuka  sprawia, że się staje, że dostrzegamy?
Domofon. Nie ma go, jest dłoń aktorki, która pokazuje palcem odpowiedzi z domofonu. Jak to się dzieje? Kompletne pomieszanie zmysłów. Synestezja totalna I już siedzimy zatopieni  po uszy w niewiarygodnej opowieści o  sędzim śledczym, który w zupełnie innej sprawie przyjechał do tej  rodziny. A zastał tu trupa, zezwłok! I będziemy przeżywać w ciągle narastającym napięciu i szukać odpowiedzi na pytanie: uduszon pan K. czy tylko zawał sercowy?
Biały Teatr znów przed moimi oczami. Wzruszam się zachwycam,  konam ze śmiechu. Genialnie, obłędnie zrobiony spektakl. Co za kobiety! Matka i córka. Figlarna nastolatka, trochę nadpobudliwa, jak to w tym wieku i zdetronizowana królowa, jej matka, nabożnie histeryczna i rozkojarzona. No więc umarł czy zawał sercowy? Buty! Butami do przodu. Podstawowy rekwizyt. On będzie tutaj  prezentował dostojnego zmarłego (zamordowanego?), będzie skupiał emocje, będzie służył w szermierce słownej jako broń. Obosieczna.
A Białaski? Rewelacyjne! Nie trzeba, oprócz czarodziejskiej muzyki Kordaczuka, żadnych zmian dekoracji, żadnych przebieranek. W jednej chwili, w sekundzie, śliczna nastolatka przekształca się z głupkowatego służącego( Marta Andrzejczyk- Lubieniecka!), a w drugiej rozmemłana żona, w durnowatą służącą (Izabela Mańkowska-Salik). Jak one to robią?! No, ja wiem trochę, od lat zachwycam się ich  talentami, ale biorę ze sobą albo odwrotnie, bo to ona mnie przywozi, Edytę, poetkę i terapeutkę, która pierwszy raz na nie patrzy i ją ich kunszt i urok zniewala, więc nie jestem aż tak zaślepiona. One naprawdę są wspaniałe.
No i jeszcze przecież między z nimi, główna postać dramatu(Michał Rzeszutek) Wściekły, poddany presji, sędzia śledczy, który musi przecież tym kobietom udowodnić swoją koncepcję uduszenia. Jest jakby spoza, odrębny, inny. Ale przecież taki ma być. No, inny. Nagle w trakcie spektaklu coś się przerywa. Wszyscy wypadają z ról i wchodzą w prywatę. Kobiety chcą utrzeć trochę nosa aktorowi, każą mu służyć, szczekać, pokazać mu jego miejsce. Luudzie, co za pomysł. Można umrzeć ze śmiechu.
Te trzy odrębne kobiety, bo i kierująca wszystkim, znakomita reżyserka Agnieszka Reimus- Knezevic, każda o wielkim talencie, ciekawej osobowości i indywidualności, razem stanowią niezwykłą, spójną całość. Patrzę, jak współgrają ze sobą, każda inna, a tak idealnie dopasowane w tej układance. Porozumiewają się jakby pozazmysłowo. Och, pracujcie razem, Białaski moje kochane, to, co robicie jest fantastyczne!
I jeszcze dwie sprawy, tak bardzo aktualne. Wpleciony dyskretnie, a wyraziście problem Metoo. Mocno omawiany, demaskowany teraz na całym świecie. Sędzia śledczy przesłuchuje nastoletnią córkę zmarłego. Przepytuje po prostu jak to mężczyzna młodą kobietę. No przecież to takie naturalne, że może ją obmacywać, dotykać intymnych miejsc. Nie trzeba było być młodą i ładną, czego się tak opędza?
I druga sprawa, która nam się niebacznie nasuwa, co ten Gombrowicz miał na myśli, skąd wiedział, że jak ktoś komuś podpadnie, to zupełnie niewinna śmierć może w głowie śledczego zamienić się w morderstwo. I nie wiemy do końca, i patrzymy coraz bardziej podejrzliwie, zawał sercowy czy uduszenie?
Katastrofa czy zamach…

27.11.2017r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz