fot. Magdalena Szurek |
BIAŁY
TEATR- „Zbrodnia z premedytacją”
Najpierw muzyka ogarniająca
przestrzeń. Mężczyzna w skórzanej kurtce nie doczeka się nikogo na stacji, musi
jechać wynajętą bryczką. Co się dzieje? Niby nic, pusta scena, tylko ten
mężczyzna bez bryczki bez neseseru, a jednak są, widzimy wszystko. Czy to muzyka Jarosława Kordaczuka sprawia, że się staje, że dostrzegamy?
Domofon. Nie ma go, jest dłoń aktorki,
która pokazuje palcem odpowiedzi z domofonu. Jak to się dzieje? Kompletne
pomieszanie zmysłów. Synestezja totalna I już siedzimy zatopieni po uszy w niewiarygodnej opowieści o sędzim śledczym, który w zupełnie innej
sprawie przyjechał do tej rodziny. A
zastał tu trupa, zezwłok! I będziemy przeżywać w ciągle narastającym napięciu i
szukać odpowiedzi na pytanie: uduszon pan K. czy tylko zawał sercowy?
Biały
Teatr znów przed
moimi oczami. Wzruszam się zachwycam,
konam ze śmiechu. Genialnie, obłędnie zrobiony spektakl. Co za kobiety!
Matka i córka. Figlarna nastolatka, trochę nadpobudliwa, jak to w tym wieku i
zdetronizowana królowa, jej matka, nabożnie histeryczna i rozkojarzona. No więc
umarł czy zawał sercowy? Buty! Butami do przodu. Podstawowy rekwizyt. On będzie
tutaj prezentował dostojnego zmarłego
(zamordowanego?), będzie skupiał emocje, będzie służył w szermierce słownej
jako broń. Obosieczna.
A Białaski? Rewelacyjne! Nie trzeba,
oprócz czarodziejskiej muzyki Kordaczuka, żadnych zmian dekoracji, żadnych
przebieranek. W jednej chwili, w sekundzie, śliczna nastolatka przekształca się
z głupkowatego służącego( Marta Andrzejczyk- Lubieniecka!), a w drugiej
rozmemłana żona, w durnowatą służącą (Izabela Mańkowska-Salik). Jak one to
robią?! No, ja wiem trochę, od lat zachwycam się ich talentami, ale biorę ze sobą albo odwrotnie,
bo to ona mnie przywozi, Edytę, poetkę i terapeutkę, która pierwszy raz na nie
patrzy i ją ich kunszt i urok zniewala, więc nie jestem aż tak zaślepiona. One
naprawdę są wspaniałe.
No i jeszcze przecież między z nimi,
główna postać dramatu(Michał Rzeszutek) Wściekły, poddany presji, sędzia
śledczy, który musi przecież tym kobietom udowodnić swoją koncepcję uduszenia.
Jest jakby spoza, odrębny, inny. Ale przecież taki ma być. No, inny. Nagle w trakcie
spektaklu coś się przerywa. Wszyscy wypadają z ról i wchodzą w prywatę. Kobiety
chcą utrzeć trochę nosa aktorowi, każą mu służyć, szczekać, pokazać mu jego
miejsce. Luudzie, co za pomysł. Można umrzeć ze śmiechu.
Te trzy odrębne kobiety, bo i
kierująca wszystkim, znakomita reżyserka Agnieszka Reimus- Knezevic, każda o
wielkim talencie, ciekawej osobowości i indywidualności, razem stanowią
niezwykłą, spójną całość. Patrzę, jak współgrają ze sobą, każda inna, a tak
idealnie dopasowane w tej układance. Porozumiewają się jakby pozazmysłowo. Och,
pracujcie razem, Białaski moje kochane, to, co robicie jest fantastyczne!
I jeszcze dwie sprawy, tak bardzo
aktualne. Wpleciony dyskretnie, a wyraziście problem Metoo. Mocno omawiany, demaskowany teraz na całym świecie. Sędzia
śledczy przesłuchuje nastoletnią córkę zmarłego. Przepytuje po prostu jak to
mężczyzna młodą kobietę. No przecież to takie naturalne, że może ją obmacywać,
dotykać intymnych miejsc. Nie trzeba było być młodą i ładną, czego się tak
opędza?
I druga sprawa, która nam się
niebacznie nasuwa, co ten Gombrowicz miał na myśli, skąd wiedział, że jak ktoś
komuś podpadnie, to zupełnie niewinna śmierć może w głowie śledczego zamienić
się w morderstwo. I nie wiemy do końca, i patrzymy coraz bardziej podejrzliwie,
zawał sercowy czy uduszenie?
Katastrofa czy zamach…
27.11.2017r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz