fot. Ewa Świetlik- Amarowicz |
KACZAKI
Zabawek nie pamiętam, ale
za to pamiętam, jak utłukliśmy z braćmi kaczaki pływające po stawie. Jajecznica
się z nich zrobiła. Takie malusieńkie kaczuszki były.
Za to króliki hodowaliśmy.
A kiedy królica urodziła, podkradł się jakiś wsiowy kocur i pożarł nam te
króliczki. No, tego zdzierżyć nie mogliśmy. Dla takich hodowców jak my to była
prawdziwa potwarz. Złapaliśmy kocura, założyliśmy mu pętlę ze sznurka na szyję
i ukamienowaliśmy. We trzech z całą pasją i wściekłością nieszczęsnych ojców.
Potem zakopaliśmy go w sadzie. Ale kiedy padał deszcz zobaczyliśmy, że ziemia
rozmyła grób królikożercy i on wylazł stamtąd taki zabity, a jednak żywy. Usiadł na murku, zobaczył nas i jak
szmyrgnął. Nigdy już więcej go nie widzieliśmy.
A teraz będzie przeskok
czasowy o ponad sześćdziesiąt lat. W mojej chałupie miałem kotkę Ślicznotkę i
kocurka Tuptusia. Kocurek się nie spisywał jako kochanek, więc Ślicznotka gardziła nim i lekceważyła. W końcu
przyprawiła mu rogi z rysiem. Ale kiedyś zobaczyłem, że wyjadła z gniazdka
malusieńkie pisklaczki. O ty wiedźmo, powiedziałem, będziesz ty kiedyś miała
dzieci, to już ja cię urządzę. Przez dłuższy czas jej nie było, zacząłem się
nawet martwić. Wreszcie znalazłem ją na strychu pod kołdrą z czterema malutkimi
rysiami, czy żbikami, w paski i bez ogonków. Już chciałem przejść do zemsty,
gdy ona popatrzyła na mnie tak błagalnie z takim uczuciem, że zupełnie mnie
rozmiękczyła. Hodowałem dalej te żbiki...
A w tej mojej wsi zabawek
nie było. Biegałem po lasach, pływałem w jeziorze, łowiłem ryby. Ciągle w przyrodzie,
od malucha. Kiedyś sąsiadka spytała matki, a nie boi się pani puszczać tego
chłopaka tak samopas? Matka odpowiedziała:” Zła siekiera nie utonie”. No i patrz, przekroczyłem osiemdziesiątkę i
jeszcze mam zamiar co najmniej drugie tyle. Taka ze mnie zła siekiera.
Kilka lat temu odwiedziłem
swoją rodzinną wieś , znalazłem rodzinę, której kiedyś utłukłem kaczaki,
zrekompensować chciałem. Ale tylko się śmiali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz