wtorek, 11 czerwca 2013

WYŁAM

...


WYŁAM

         Miałam dwadzieścia trzy lata, jak wychodziłam za mąż i do tej pory się szczycę, że byłam , jak mnie matka urodziła. Nietknięta. Ja tam innych ludzi nie oceniam, każdy według własnych zasad żyje, ale ja nigdy bym nie dopuściła nikogo do siebie, kto nie byłby moim mężem. Teraz też, o taki pan, co znałam go jeszcze panienką będąc, szukał ze mną kontaktu. Koleżanka mówiła:
-Słuchaj, Bożena, pan Wacław dopytuje się o ciebie. Czy mogę mu dać numer telefonu?
-Ani mi się waż! Nie wolno ci. Nie chcę, żeby mnie ktoś znów skrzywdził.
         Mój mąż okazał się draniem i alkoholikiem. Męczył mnie i naszą córeczkę, aniołka takiego. Aż nie wytrzymałam i odeszłam. Ze względu na dziecko. Nie chciałam, aby patrzyła, jak mnie wyzywa i bije. Pan kapitan, pułkownik. Wiadomo, jak to wojskowy. Odeszłam. Nic nie wzięłam z naszego dorobku. Honor swój mam, nie zgadzam się na cierpienie, ale to nie znaczy, że będę coś brała dla siebie. Honor najważniejszy. Po stancjach się tułałyśmy. Był czas, że nie miałyśmy lodówki, ani telewizora. Ale pracowałam ciężko, na dwóch czasem etatach, żeby tylko małej dogodzić. Wykupić korepetycje, bo zdolności takie językowe miała. Ale nie dostała się do Gdańska, a ja tyle poświęciłam. Wyłam, jak przyszła wiadomość, że nie, z braku miejsc. Więc znów do roboty, tylko żeby udało się ze studiami i nowe korepetycje, aż zdała tu, do Olsztyna najlepiej ze wszystkich.
         Po pięciu latach mnie odnalazł, żebym mu dała rozwód. I dałam, bez mrugnięcia powieką.  Nie byliśmy tak długo razem, nie będę fikcji utrzymywać. Na rozprawie rozwodowej ławniczka pyta, jakim był mężem, czy coś złego od niego doznałam. A ja ani słowa na niego nie powiedziałam.
- Nie będę przed obcymi ludźmi o swoim bólu opowiadać- powiedziałam, choć w środku wyłam.
         - Nigdy takiego rozwodu nie widziałam- powiedziała ławniczka. A ja byłam zbyt dumna, żeby się wywnętrzać i o cierpieniach moich na oczach i uszach publiki mówić. Choć cała wyłam, tak wspomnienia mną targały.
         Nie, do błagań o alimenty też się nie zniżyłam. Dziecko się na świat nie prosiło, nie będzie kartą przetargową. Sama, sama przecierpię, flaki wypruję, zadręczę się , a ją utrzymam, córci mojej kochanej wszystko poświęcę.
         Teraz ona, moja kochana, daleko, w Belgii mieszka. Wnuczka mi urodziła ślicznego. Męża ma dobrego, nie tak jak ja, drania. Tylko daleko mi do niej i jak przyjadę nie bardzo mamy o czym rozmawiać. Oddaliła się ode mnie. Coraz mniej wspólnych tematów.
         Dlatego nie mogę iść na emeryturę, bo co bym sama w domu robiła. Więc, choć ledwo żyję, taka jestem zmęczona, muszę pracować, bo bym ciągle tylko wyła z tęsknoty i z samotności. Szczególnie teraz, kiedy to straszne nieszczęście na nasz naród spadło. To wielkie cierpienie podwójnej krzywdy pod Katyniem.

2 maja 2010

1 komentarz:

  1. to takie polskie typowe prac brudy w czterech scianach,,,dulszczyzna czy jak kto woli, zamiatanie pod dywan w imie czego,,,Bez sensu,,,a gdzie własna wartość, dbanie o swoje szczęście, radość, spełnenie,,dlaczego nie pozwolic sobie na odrobine zaufania do innych,,warto moze sprobowac poszukac szczescia jeszcze,,ja tam jestem 10 lat po rozwodzie i nadal szukam swojego szczescia haha

    OdpowiedzUsuń