fot. Ewa Świetlik-Amarowicz |
MOJA
CÓRECZKO
Nie
mam siły na sprzątanie. Zabieram się , bo przyjedziecie na święta, ale tak
powoli mi to idzie. Rozglądam się po mieszkaniu. Tyle rzeczy trzeba wyrzucić,
odkurzyć. Siadam w jakimś kącie i grzebię bez sensu. Zostawiam takie
rozgrzebane, bo jutro trzeba o szóstej wstać do pracy, chociaż w gruncie rzeczy
powinnam być na emeryturze. Już odpoczywać. A boję się tego odpoczynku, boję
się, że nagle wszystkie lęki powyłażą z kątów i rzucą się na mnie, i oszaleję.
Na
tej półce twoje zeszyty. Z podstawówki, z liceum. Jakie piękne pismo, jakie
równe te tabelki, kolorowe. Wypracowanie na piątkę z plusem. Punkciki
podsumowujące. Jaką wspaniałą uczennicą byłaś, córeczko.
Co się ze mną dzieje? Wszystko się we
mnie trzęsie. Opanowało mnie przeraźliwe zimno. Zimno, całe moje ciało się
trzęsie i w środku, i na zewnątrz. Drżę, martwieję z tego zimna, tego
przenikliwego chłodu. Jest nie do wytrzymania. Chciałabym wybuchnąć szlochem,
gorącym i głębokim, wypłakać ten ból, tę rozpacz. A tu zimno, straszne moje
zimno. Dlaczego, córeczko moja, nie powiedziałam ci nigdy , jak bardzo, bardzo
cię kocham? Jak jesteś mądra i doskonała. Tylko ciągle to niezadowolenie. Oczy
do góry, westchnienia, kręcenia głową. Zawsze było nie tak, zawsze mogło być
jeszcze lepiej. Nigdy nie dość. Wieczne niezaspokojenie. A przecież byłaś taka
śliczna, mądra, grzeczna. Ciągle zabiegałaś o moje względy i wpatrywałaś się we
mnie, czy teraz już dobrze, czy się uśmiechnę, przytulę. Nie umiałam tego
robić. Niezadowolenie we mnie było, ciągłe niezadowolenie.
Zrodziło
się ono z dezaprobaty. Dezaprobaty mojego ojca. Gdy wbiegałam do domu po
szkole. Marzyłam, że rzucę mu się na szyję, tak jak robiła to moja przyjaciółka
Kaśka, gdy witała się ze swoim tatą. Ale potykałam się o jego dezaprobujące
spojrzenie. Wydęte wargi, ironiczny uśmiech, odwróconą gwałtownie głowę. Mamy
nigdy nie było, ciągle delegacje; zresztą nawet jak przyjeżdżała , też nie
miała czasu. A więc w takiej niepotrzebności i niedoskonałości wyrastałam, nie
wiedząc jak wyrazić miłość. Jak bardzo
to niezbędne do życia. Ten czuły uśmiech
i pogłaskanie, przytulenie, objęcie rąk. I teraz, kiedy się ze mną witasz,
sztywniejesz na widok moich wyciągniętych ramion tak, że mogę cię najwyżej
poklepać na powitanie.
Niewypłakane
łzy zamarzają we mnie i powodują to drżenie, które teraz mnie obejmuje całą ,
gdy stoję z twoim nieskazitelnym zeszytem z piątej klasy, moja ukochana
córeczko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz