sobota, 12 września 2015

CZOSNEK

...


CZOSNEK

 Zapach czosnku roznosił się po kuchni. Zofia kroiła go skrupulatnie  z przyjemnością. Trochę ją wczoraj przewiało. Nie tak żeby zaraz brać aspirynę, ale odrobinę czegoś naturalnego, śmierdzącego i uzdrawiającego jak najbardziej.
A przecież kiedyś nienawidziła tego zapachu, tego smrodu. Co oni jej wtedy dali? To był jakiś głupi jasio, czy co? Leżała w oszołomieniu i modliła się, żeby jak najszybciej to minęło. Żeby z niej to wyjęto, żeby tego w niej nie było. Zapach czosnku, pomieszany z czymś chemicznym. Wzdrygnęła się. Trzydzieści lat prześladował ją ten zapach. Ale już koniec. Uwolniła się. Od czego? Poczucia winy? Nie, to nie to. Żalu, że to zrobiła? Wie, że nie mogła inaczej. Że to jej się przytrafiło? Takie było jej życie. Z tamtą młodzieńczą, szaloną, nieszczęśliwą miłością. Tak bardzo go kochała, tak nieprzytomnie, że nie mógł jej chcieć, za bardzo ona jego. Więc on już jej nie. Tak do pokochania, potulenia się tak. Ale żenił się z Bożeną i już wszystko było ustalone. Kochał się z nią, bo lubił, a ona nie mogła przestać szaleć za nim, chcieć z nim być.
Wtedy, pamięta to dobrze, zaprosił ją do siebie, wyciągnął wino i nie było zupełnie w niej żadnego oporu. Piła, śmiała się, udawała, że jest szczęśliwa, a on ją kocha. Wiedziała, że to środek cyklu, ale to była tak wyczekana wymarzona chwila, że żadną wątpliwością nie chciała jej zniszczyć. Tylko żeby być z nim, zanurzyć się w jego ramionach, słyszeć jego oddech. Niech się dzieje, co chce. Potem powiedział jej o tym ślubie z Bożeną. A ona była taka pijana, śmiała się i płakała, prowokowała do kolejnego stosunku.
Wrzuciła pokrojony czosnek do twarożku. Teraz pietruszki dorzuci. Jak ona się nazywała ta panienka, która Polskę porównała do hitlerowskich Niemiec? Kaja Godek. Ładnie. Jak bardzo niebezpieczne są takie śliczne, głupiutkie panienki. One myślą, że ich dobre serduszko uratuje świat przed złem. A to serduszko samo jest źródłem zła. Nie wiedząc, że ludzkie życie ma różne koleje, że składa się z szaleństw, błędów, zakrętów, namiętności, a także przemocy, okrucieństwa, stara się dopasować każdego człowieka do własnej, koncepcji moralności.
Nie miała wątpliwości, że musi jak najszybciej usunąć ciążę. Była na drugim roku wymarzonych studiów, tuż przed sesją. To zrujnowałoby jej życie. Wtedy tak łatwo nie było się panną z dzieckiem. On nie miał zamiaru zmienić swoich planów. Dobrze, że chociaż pieniądze zorganizował. Wiele jej rówieśniczek miało to już za sobą, namiary na ginekologa zdobyła momentalnie. Nie myślała o macierzyństwie. Nie czułą się gotowa na to. Te uczucia przyszły potem. Z nową miłością, gdy wyszła za mąż. Wtedy cieszyła się, że już po problemie. Bardziej rozpaczała, że jego straciła.
O, jest jeszcze rzodkiewka. Dorzuci i ją. Kroiła z przyjemnością na drobniutkie sześcianiki. Kiedy w latach dziewięćdziesiątych wprowadzono ustawę antyaborcyjną, była wstrząśnięta. Nie mogła uwierzyć, że wraz z demokracją jednym gestem uczyniono z kobiet morderczynie, a zarodki zamieniono w nienarodzone dzieci. Była wręcz zrozpaczona. O siebie się już nie bała, ale te miliony kobiet, które to mogło dotknąć. I o dzieci oczywiście. Pamięta, jak przeczytała kiedyś u cudownej Marii Łopatkowej, tak zażarcie walczącej o prawa dziecka, że ustawa w pięćdziesiątych latach wprowadzona, dopuszcza zabieg przerwania ciąży z przyczyn społecznych, z dbałości o dobro kobiety i dziecka.
No i śmietana, pychota. Zaraz obudzi się Krzysztof i jeszcze w piżamie siądzie z nią do śniadania. Dziewczyny już na swoim. Agnieszka ciągle samotna. Nic dziwnego, jak tyle pracuje. Za to Basia w trzeciej ciąży. Zofia lubi być babcią, cieszy się.
Jak bardzo słuszna była ta opinia, widziała w szkole, w której pracowała. Tak dużo smutnych, niekochanych dzieci. Tak wiele zgorzkniałych, złych matek.
Oj, świecie. Jak ty chcesz się naprawiać?

12.09.2015r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz