... |
DA RADĘ
Plecak
był ciężki, bo w środku dodatkowo słoik z bigosem i drugi z sałatką, pęto
kiełbasy. Wkładała go do bagażnika myśląc, że powinna być szczęśliwa. A nie
jest. Dominika ma trzydzieści lat, bujne, jasne włosy, magisterium i dwa
licencjaty, niezłą, kiepsko płatną pracę w redakcji, męża i małego synka,
kredyt do spłacenia tylko w ciągu dziesięciu, a nie jakichś trzydziestu lat. No
i jest słoikiem. W większym mieście, do którego teraz jedzie. Bycie słoikiem
jest niezłe, kiedy tak się marzyło, żeby wyjechać z domu. Więc powinna być
szczęśliwa. I niedługo będzie, wie o tym.
Zawsze tak jest, jak wraca. Dojeżdża do
poczucia szczęścia od uczucia bezdennej rozpaczy. Nie może mówić Rafałowi, bo
zaraz się zacznie o tym, jakich ma potwornych rodziców i po co w ogóle te
wyprawy na wieś. Najwyższy czas spędzać święta w domu. Tak, następnym razem już
w domu, koniecznie. Bez wyjazdów.
Znów
zabolało. Dawny, stary ból z dzieciństwa się odezwał. Moja mama mnie nie kocha.
To była myśl, którą najczęściej myślała jako dziewczynka. I ta dziewczynka się odezwała
i beczy w środku. Wścieka się na nią głosem matki. Przestań się mazać gówniaro
i zabierz się za coś pożytecznego. Oczywiście ty nic nigdy nie potrafisz zrobić
porządnie, wewnętrzny monolog rozpędzał się, do czego ty się w ogóle nadajesz?
Beznadziejna, głupia brzydula. Znów siedzisz i dumasz o niebieskich migdałach.
Weź się do roboty, bo nic nigdy w życiu nie osiągniesz. Zresztą jak się
weźmiesz, to i tak zmarnujesz. Lepiej rzeczywiście się nie bierz, żeby nie
zniszczyć. Mogłaby tak godzinami. Sama do siebie tym głosem. Wiezie słoiki,
dowód matki na to, że dba o nią nieskończenie. Dba, wypomina, wywołuje poczucie
winy.
Wróci
do domu i się uspokoi. Wejdzie w rytm życia. Napisze artykuł, przeprowadzi
wywiad. Przygotuje recenzję. Wszystko będzie okej. Zabiegnie się w tej gonitwie
codziennej. Zapomni, że jest beznadziejna i nic nie potrafi. Mały ją
zaabsorbuje, a ona będzie uważała, żeby nigdy nie powiedzieć mu niczego, co
podważyłoby jego poczucie własnej wartości. Znów kolejna łza potoczyła się po
policzku. Nie, na szczęście Rafał nic nie widzi.
Kiedy
mu opowiedziała, jak matka znalazła jej dziennik i zrobiła z tego rodzinny cyrk,
jak ją upokorzyła, wyśmiewała się z jej rozpaczy, żalu, że jest nierozumiana, z
jej pierwszej tajemnej miłości, aż trząsł się ze zgrozy. Nie miał słów
oburzenia. Naprawdę musiała go długo przekonywać, żeby pojechał z nią poprosić
o rękę i zaprosić na ślub. A teraz
ciągle uważa, żeby na nich nie narzekać. Zresztą on wszystko widzi. Te
spojrzenia, prychania. Kompletny brak zainteresowania tym, co robi. A jak zobaczyli
ją w telewizji, to komentarz dotyczył tylko nietwarzowej sukienki. On
najczęściej bierze gazetę, albo zaczyna się bawić z Tymonkiem. Potem jest
tylko, czy musimy narażać naszego synka na upokorzenie matki? To najgorsze, co
może powiedzieć.
Ojciec
kochał ją. Może za bardzo. Była ostatnia z piątki. Kiedy kobiety zaczynają
klimakterium, matka zaszła w ciążę. Przez pomyłkę, z zagapienia, prawie już nie
współżyli, a tu ta cholerna wpadka. Wściekła
się. Na początku ciąży, do teraz, przez bite trzydzieści lat. Ale tato kochał
córkę, wiedziała. Jak była mała bawił się z nią i śmiał. Dopóki matka nie
zobaczyła, bo jak widziała, zaczynała się awantura, żeby nie marnował czasu na
głupie zabawy z dzieciakami. Nie potrafił stanąć w jej obronie. A jak dziewczyna
chciała się buntować, wyciszał. To ciągłe jego: Daj spokój. Ale nie do matki,
do niej. Nawet w nim nie miała żadnego wsparcia. Czuła, że zaraz się
rozchlipie, gdy nagle usłyszała pogodny głos Rafała:
─
Podobałaś mi się dzisiaj żonko moja, nie tylko z urody. Tak fajnie ripostowałaś
te głupkowate uwagi swojej matki, że radość brała. Szczególnie, jak ta zaczęła
wygadywać na to, jak ty się ubrałaś do telewizji. Że masz nietwarzową sukienkę,
ha, ha, ha. Nie do twojej twarzy się ubierałam, mamo, tylko do swojej.
Pękaliśmy ze śmiechu, a matka była purpurowa z wściekłości. Czułem, że wreszcie
się wyzwalasz.
Dominika
oniemiała. Łzy cofnęły się pospiesznie z powrotem pod powieki. Niemożliwe, nic
takiego nie pamiętała. A może tak było, może już umie być samodzielna i
niezależna, tylko jeszcze tego nie zauważyła. Może stała się niepostrzeżenie
dla samej siebie dorosła.
Dojeżdżali,
przeciągnęła się rozkosznie. Jutro jeszcze jeden dzień wolnego. Jak mały będzie
spał, zabierze się za tamtą powieść, którą rozpoczęła dwa lata temu. Wewnętrzny
głos matki nie dawał szans na ukończenie, ale teraz ją uciszyła. A nawet, jak
się włączy, to poradzi sobie. Da radę.
18.01.2015r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz