poniedziałek, 5 października 2015

A W BUTANIE

...
A W BUTANIE

Do ogrodu jeździmy taksówką. Jeszcze niedawno maszerowaliśmy dziarsko przez osiedle na naszą działkę, ale w ostatnich latach trasa zaczęła się tak wydłużać, że gdy dochodziłam, padałam z wycieńczenia i nie miałam już siły na jakiekolwiek czynności. Tymi czynnościami w moim ogrodzie nie jest uprawa warzyw, czy kwiecia, ale pisanie, czytanie, rozmawianie z gośćmi i zachwycanie się zielenią oraz przelatującymi ptakami. Czasem trochę popielę, ale tylko trochę. Nie mam natury ogrodniczki, chociaż zachwycać się pięknymi grządkami na przykład u Eli czy Danusi bardzo lubię.
A więc taksówka, mąż też w taksówce, mimo że piechur z niego niezły, tylko jak ja jadę, to co sobie będzie zdzierał podeszwy. Weszliśmy, zamówiliśmy trasę, jedziemy:
− Popatrz, Kaziku – mówię – w tym miejscu rosły gąszcza dzikich róż, przepięknych, wonnych. Uwielbiałam je, podkradałam spadające płatki do moich poduszek. A teraz co, łyse placki z żałosnymi kępkami jakichś chwastów. Wyrwano je z korzeniami na początku wiosny, już październik, nic się nie wydarzyło przez ten czas. Tylko lato bez tych cudownych kwiatów było. Kto wydaje te decyzje? Czemu nie ma konsultacji społecznych?
− A ja dzisiaj oglądałem reportaż Wojciechowskiej o Butanie − odezwał się taksówkarz, gdy stanęliśmy na światłach na zupełnie pustej ulicy (w niedzielne południe ruch tu jest minimalny). To jest najszczęśliwszy kraj na świecie, albo jeden z najszczęśliwszych i tam jeden facet powiedział, że wprowadzili jedno światło na ulicy, jedno w całym państwie! A potem stwierdzili, że powoduje to niebezpieczeństwo i zlikwidowali. A u nas tych świateł od groma wszędzie i korki, korki, korki! Dlaczego ci, co rządzą w Olsztynie, nie obejrzą takiego filmu o Butanie, gdzie się dba o człowieka?
 I wie pan, co jeszcze – dodałam uniesiona tematem – każdy z naszych radnych powinien obowiązkowo przeczytać „Gniew” Miłoszewskiego. To zupełnie fajny kryminał, w którym bardzo cenne uwagi o naszym Olsztynie. Szczególnie te, dotyczące komunikacji, tych absurdalnych świateł zapalanych nie w tym momencie, kiedy trzeba, nieskończenie długich dla samochodów i zadziwiająco krótkich dla pieszych. Książka tak popularna, a nikt chyba z naszych władz nie czytał.
– A w tym Butanie – dodał tęsknie – to o ludzi się dba. Dziewczynki i chłopców do szkół wysyła na koszt państwa, chociaż to monarchia, trochę socjalistyczna– zachichotał. – Ale jak tam nie ma takich, co tylko w swoje kieszenie pchają…
– No właśnie – dorzuciłam – widać wyraźnie, że mają oprócz własnych wspólne cele. A jak o przyrodę dbają!
– A pamięta pani, co powiedział tamten facet– że ich kraj niebogaty, ale nie będą zapraszać tu turystów, chociaż wzbogaciliby się natychmiast, taką mają piękną przyrodę i zwyczaje, ale nie chcą, żeby im ktokolwiek niszczył swoim bogactwem ich dobre szczęście.
– Bo oni mają swoje wartości, a jest nimi wspólne dobro, o które umieją dbać.
Mąż nic nie dodał, nie oglądał filmu Martyny Wojciechowskiej o Butanie, uiścił opłatę i poszliśmy do naszego jesiennego ogrodu.

4 października 2015r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz