... |
JUBILEUSZ KASI
Robin
Williams na ekranie przykucnął między ławkami, żeby zaintrygowanym chłopakom
powiedzieć, czym jest poezja. Chłopcy teraz
dowiadywali się rzeczy, które niejednemu z nich zmieniły życie. Nie dlatego ją czytamy, bo jest ładna, a dlatego,
że wyraża nasze człowieczeństwo. I o życiu jako spektaklu jeszcze mówił, który
niech trwa.
„Stowarzyszenie
umarłych poetów” - uwielbiam ten film. Ponad dwadzieścia lat temu nagrałam go,
żeby potem oglądać z moimi uczniami. A teraz siedziałam na widowni w Spichlerzu
i patrzyłam jak Kasia Kokot-Góra zaczyna od tego fragmentu swoje przemówienie.
Jej słowa dotyczyły drogi do religii Bahai. Słuchałam ze wzruszeniem tej
opowieści. Patrzyłam na piękną, młodą kobietę. Delikatną, a jednocześnie silną
i mocną. Mówiła o swoim dzieciństwie, poszukiwaniach, pierwszych wierszach i
rozterkach młodej duszy. Wspominała nauczycieli i podróże. Ale przede wszystkim
opowiadała o swoim odkryciu religii Bahai, w której znalazła odpowiedzi na
dręczące pytania, ukojenie, sens życia i mnóstwo radości.
Bo
to religia pogody, miłości i tolerancji. Kłania się wszystkim wielkim prorokom,
od Zaratustry przez Buddę do Chrystusa. Przygarnia wszystkich z miłością,
nikogo nie wyróżnia, nikogo nie odrzuca. Widzi postęp ludzkości i dąży do
pokoju na świecie. Nie straszy grzechem, przyciąga radością i miłością.
Patrzyłam
na zdjęcie ze śliczną twarzą naszej wspólnej przyjaciółki Ester Bayaton,
Filipinki, która uczyła angielskiego w
naszej szkole. Wspominałam ją razem z Kasią, jej ulubienicą. Pamiętam, jak
Ester przychodziła do mojej biblioteki dopytując się o małą, jak potem
opowiadała o jej recytatorskich zdolnościach. Cieszyłam się ich przyjaźnią. A
teraz ona mówi o wierszu, którego uczyła ją anglistka, a który okazał się
właśnie modlitwą bahaicką.
Mieszkałyśmy
obok siebie, więc często spotykałyśmy się i wysłuchiwałam historii o kolejnych
etapach życia Kasi. Przypomniałam sobie też jej pracę magisterską, z której
dowiadywałam się o zasadach, historii, rozpowszechnieniu na świecie tej religii.
Serdeczne
to było spotkanie. Najpierw posłuchaliśmy
dobrych słów o miłości, a szczególnie tej małżeńskiej państwa Kokotów, potem
ich przyjaciele śpiewali pieśni, oglądaliśmy przedstawienie zainscenizowane na
podstawie legendy o boskim świetle lampy, a wykonanym przez najmłodsze
pokolenie, wysłuchaliśmy krótkiego wykładu o głównych zasadach religii. Był też
saksofonista i mały Antoś jeszcze w
brzuchu mamy, która bahaickie sentencje czytała. Całość prowadził pan Szymon,
mąż Kasi.
Dobrze
pobyć z ludźmi, którzy kochają, mają otwarte serca, radość, tolerancję i
mnóstwo wiary w lepsze jutro.
18.10.2015r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz