dziady w bartagu |
To co się dzieje z tobą, gdy stary wiejski kościół zaczyna wypełniać
muzyka Jarka Kordaczuka, jest nie do wypowiedzenia. Twoja dusza wzlatuje pod
sklepienie, obija się o witraże i obrazy, wplątuje w kwiecie na ołtarzu, gmatwa
między kolumnami. Nie da się utrzymać w ciele.
A potem światła nasycają ołtarzowe miejsce. Czerwone,
niebieskie, białe. Przechodzą w dźwiękach muzyki jedno w drugie. W trzecie.
Drżą głosy, wyśpiewują dźwięki rozwibrowane. Guślarz wchodzi na ambonę,
przywołuje zbłąkane duszyczki. I te nasze dusze, siedzących w ławkach
kościelnych, choć w żywych ciałach, chcą wylecieć, zasiąść do wieczerzy z
wiejską gromadą.
Oglądałam w latach siedemdziesiątych w krakowskim Teatrze
Starym słynne Dziady Swinarskiego.
Bardzo byłam ciekawa, jak przeżyję te Dziady,
jak się one skonfrontują z tamtym wspomnieniem. No
i, proszę państwa, jestem zachwycona. To była prawdziwa metafizyka!
Czasem wstawałam, żeby zobaczyć siedzących przy obrzędowym
stole aktorów, ale przede wszystkim dolatywały do mnie z dalekiej przestrzeni
głosy duchów pokutujących i to, że ich nie było widać z mojego miejsca, bo
kościół był wypełniony, dodawało tajemniczości i niezwykłości
spektaklowi.
Znów mnie Teatr
Prawie Dorosły urzekł i zachwycił. Muzyka, światło, kompozycja spektaklu,
wszystko to na najwyższym, profesjonalnym poziomie. Zaśpiewy, powtarzane jak
echa słowa, gdzieś miły mi głos Agnieszki dolatywał. Chyba to na była. Serce mi
mówiło, że tak. Rozpoznawałam w chórze wiejskich kobiet głos Bogusi i wtedy też
w ten chór się wczepiałam.
Świetny Guślarz nas prowadził,
młody, przystojny, nie stary dziad jak zwykle, tak niekonwencjonalny,
a przecież przekonujący. Demoniczny głos
Pana obezwładniał i przerażał. Szarpały ciało na sztuki głosy jego ofiar, o tak,
trzeba tak było.
Myślałam o Ani Dymnej, która mnie zachwycała swoją Zosią
czterdzieści lat temu, a tutaj dolatywał delikatny głos „prawie dorosłej”
aktorki, jakże autentyczny, ciepły, wzruszający.
Gościnny kościół bartąski, którego kopułę z czułością
opisywał mój mąż w wierszach, przyjął Dziady
w reżyserii Dominiki Radaszewskiej otwartymi ramionami serdecznego
proboszcza. A pożegnały nas dary z
koszyczków wyjęte z mottem dramatu. I weszłyśmy z Jolą we mgłę rozpraszaną
tajemniczym światłem latarni, szczęśliwe, że tu byłyśmy, jakbyśmy wchodziły w
dalszą część spektaklu.
25.11.2016r.
Haniu kochana,tak pięknie opisałaś to wydarzenie,że poczułam się jakbym tam była,w tej przestrzeni kościelnej,z tą niesamowitą atmosferą tajemną z "Dziadami"- żałuję bardzo że nie byłam,ale zdrowie,a raczej jego brak nie pozwoliło wybrać się do Bartąga -słuchać i podziwiać... Marysia Lubieniecka
OdpowiedzUsuń