piątek, 25 listopada 2016

DZIADY W BARTĄGU

dziady w bartagu


To co się dzieje z tobą, gdy stary wiejski kościół zaczyna wypełniać muzyka Jarka Kordaczuka, jest nie do wypowiedzenia. Twoja dusza wzlatuje pod sklepienie, obija się o witraże i obrazy, wplątuje w kwiecie na ołtarzu, gmatwa między kolumnami. Nie da się utrzymać w ciele.
A potem światła nasycają ołtarzowe miejsce. Czerwone, niebieskie, białe. Przechodzą w dźwiękach muzyki jedno w drugie. W trzecie. Drżą głosy, wyśpiewują dźwięki rozwibrowane. Guślarz wchodzi na ambonę, przywołuje zbłąkane duszyczki. I te nasze dusze, siedzących w ławkach kościelnych, choć w żywych ciałach, chcą wylecieć, zasiąść do wieczerzy z wiejską gromadą.
Oglądałam w latach siedemdziesiątych w krakowskim Teatrze Starym słynne Dziady Swinarskiego. Bardzo byłam ciekawa, jak przeżyję te Dziady, jak się one skonfrontują z tamtym wspomnieniem.       No i, proszę państwa, jestem zachwycona. To była prawdziwa metafizyka!
Czasem wstawałam, żeby zobaczyć siedzących przy obrzędowym stole aktorów, ale przede wszystkim dolatywały do mnie z dalekiej przestrzeni głosy duchów pokutujących i to, że ich nie było widać z mojego miejsca, bo kościół był  wypełniony, dodawało tajemniczości i niezwykłości spektaklowi.
Znów mnie Teatr Prawie Dorosły urzekł i zachwycił.  Muzyka, światło, kompozycja spektaklu, wszystko to na najwyższym, profesjonalnym poziomie. Zaśpiewy, powtarzane jak echa słowa, gdzieś miły mi głos Agnieszki dolatywał. Chyba to na była. Serce mi mówiło, że tak. Rozpoznawałam w chórze wiejskich kobiet głos Bogusi i wtedy też w ten chór się wczepiałam.
 Świetny Guślarz nas prowadził, młody, przystojny, nie stary dziad jak zwykle, tak        niekonwencjonalny, a przecież  przekonujący. Demoniczny głos Pana obezwładniał i przerażał. Szarpały ciało na sztuki głosy jego ofiar, o tak, trzeba tak było.
Myślałam o Ani Dymnej, która mnie zachwycała swoją Zosią czterdzieści lat temu, a tutaj dolatywał delikatny głos „prawie dorosłej” aktorki, jakże autentyczny, ciepły, wzruszający.
Gościnny kościół bartąski, którego kopułę z czułością opisywał mój mąż w wierszach, przyjął Dziady w reżyserii Dominiki Radaszewskiej otwartymi ramionami serdecznego proboszcza.  A pożegnały nas dary z koszyczków wyjęte z mottem dramatu. I weszłyśmy z Jolą we mgłę rozpraszaną tajemniczym światłem latarni, szczęśliwe, że tu byłyśmy, jakbyśmy wchodziły w dalszą część spektaklu.

25.11.2016r.

1 komentarz:

  1. Haniu kochana,tak pięknie opisałaś to wydarzenie,że poczułam się jakbym tam była,w tej przestrzeni kościelnej,z tą niesamowitą atmosferą tajemną z "Dziadami"- żałuję bardzo że nie byłam,ale zdrowie,a raczej jego brak nie pozwoliło wybrać się do Bartąga -słuchać i podziwiać... Marysia Lubieniecka

    OdpowiedzUsuń