Andrzej Brakoniecki |
Sen
Miałem
sen, w którym się przewróciłem. Leżałem potem w bezruchu. Zacząłem zanikać. W
jakimś momencie pojawiła się Grażyna i wtedy podniosłem się, a ona zaczęła mnie
prowadzić. Szedłem początkowo z wielkim trudem, potem coraz lżej, w końcu się
wyprostowałem, nabrałem mocy. Byłem silniejszy, pewniejszy siebie,
swobodniejszy. Mocniejszy niż wcześniej.
Ten
sen był tak wyraźny, że potem przez pół roku czekałem, aż to się wydarzy. I
kiedy spadłem wtedy nad morzem i złamałem udo, wiedziałem, że to jest to. Był odpływ, leżałem tam cztery
i pół godziny. Wówczas przypomniałem sobie
jeszcze jedną historię. Dziesięć lat wcześniej namalowałem obraz, na
którym było morze, przepływający statek, a na pierwszym planie wyciągnięta w
jego stronę dłoń. Jakby machająca, przyzywająca. Gdy tak leżałem, mdlałem co
chwila z bólu, a potem odzyskiwałem przytomność, patrzyłem na odległe fale i
nagle zobaczyłem przepływający statek .
Wyciągnąłem rękę i uświadomiłem sobie, że widzę przed sobą swój obraz sprzed
dziesięciu lat.
Zacząłem
się śmiać, ale sobie wymalowałeś, pomyślałem. Ta wyciągnięta absurdalnie ręka w
stronę statku tyle kilometrów ode mnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz