poniedziałek, 12 listopada 2012

TAFLA LODU

...


TAFLA LODU

Nie idzie mi w miłości, nie układa się. Rozpada się, co zacznie. Zresztą nie tylko z chłopakami. W ogóle związki z ludźmi w końcu zaczynają się psuć. Nawet te, na których najbardziej mi zależy.
Mam bulimię. Od drugiej klasy liceum. Ludzie sobie myślą, że to po prostu przejadanie się i wymiotowanie. To wcale nie takie proste. Po pierwsze, bulimia to obłęd. To ciągłe, niekończące się myślenie o jedzeniu. Wszystko przysłania, nie pozwala się oderwać. Zawsze w tle najważniejszych wydarzeń, przeżyć: jedzenie. Nie, nie wymiotuję. To nie mój styl, nie umiem tego robić. Ale za karę, że jadłam potrafię nie jeść przez tydzień, niczego. Albo zamiast siedzieć na zajęciach, zasuwam dzień w dzień na siłowni, do nieprzytomności. Cierpię. Już sześć lat.
Zaczynam tracić nadzieję, że to kiedyś minie. Byłam u psychiatry, u psychologa, nic nie pomogło. Dostałam leki. Trochę było lżej, pozwalały nie czuć łaknienia, uspokajały. Ale zaczęła się zmieniać moja osobowość. Z natury jestem szybka, dynamiczna, nastawiona na działanie. Po lekach stałam się ospała, nudna. Nic mi się nie chciało. Beznadziejne życie. Odstawiłam. I znów wróciło wszystko z nową intensywnością.
Postanowiłam, że będę tę cholerną bulimię traktować jak uczulenie, ja wiem…grypę…Dotkliwą chorobę, ale taką, z która da się żyć. Po prostu jest, gdzieś w tle. Nie wierzę, że można z tego wyjść. Zresztą wszystko na ten temat czytałam. Wiem, że ona jest jak alkoholizm, alkoholik, nawet jak nie pije nie przestaje być alkoholikiem. Tylko, że tam leczenie polega na odstawieniu. Ale jak odstawić jedzenie?
No wiem,  wiem. Jest taka zasada. Jeść pięć razy dziennie, co trzy godziny. Bardzo mało, ale regularnie. Nic nie podjadać. To prawda próbowałam kilka razy, ale potem znów wracał ten obłęd, do zatracenia. Potrafiłam w ciągu godziny zjeść tyle, co kilkoro ludzi przez tydzień. Niewiarygodną ilość.
Wszystko się zaczęło od odchudzania. Teraz jak widzę, że ktoś się odchudza, chcę krzyczeć, nie rób tego! Możesz polecieć w przepaść szaleństwa, uzależnienia, samozatraty.
Moje piękne, ciekawe życie, studia, praca, twórczość, istnieje na delikatnym podłożu, cienkiej tafli lodu, pod którą czai się choroba. W każdej chwili ten lód może się załamać i znów polecę w rozpaczliwą, straszną otchłań obżarstwa i niekończącej się kary, którą muszę sobie zadać, żeby wytrzymać.

13.07.2012r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz