...
PRZED DWORCEM W WENECJI
Będziemy wyjeżdżać.
Już.
Już?
Szkoda.
Dobrze było.
Jaki dzień?
Pełen.
Pełen wrażeń, widoków, ludzi, patrzeń.
Dobrze, że mieliśmy ten
cypelek, mówi Ryszard.
Tam było niebo, morze, statki.
Kormoran był, mówię.
Odpoczęliśmy.
Wiesz, Kaziku, gdy jestem w takim dalekim świecie,
patrzę na ludzi i jeśli przez mgnienie chociaż przypomni mi kogoś znajomego, to
wysyłam temu znajomemu piękny widok myślami, teraz Ewę tego nauczyłam i razem
tak robimy.
Dogadzasz sobie.
Dogadzam, bardzo to lubię.
No to popatrz, na tamtej ławce siedzi ten aktor, co
grał w Lśnieniu Kubrika. W młodości. Jak on się nazywał.
Och, rzeczywiście. Zawsze mam jego nazwisko na końcu
języka.
Ewo, jak się ten od Lśnienia nazywał.
Spytaj Ryśka.
A już wiem, Nickolson.
Patrzy na nas. Młody Nickolson.
Popatrz na tę dziewczynę, jakie śliczne tatuaże jej
wystają ze wszystkich rękawów i nogawek. Wiją się roślinkami. Ładna taka.
A jej chłopak ma tylko kolczyk, śladu tatuażu. Ona
ładna, nie słychać, jak mówią, czarnowłosa. Skąd mogą być?
Ma taką jasną karnację, chyba bardziej z północy.
Dziewczynka.
Ma plastikowy kubeczek, podbiega do fontanny, nabiera
wody.
Zobacz, podlewa drzewka.
Małe dziewczynki mają mnóstwo roboty. Trzeba podlać
drzewka. Karmić ptaszki.
Gołębie, wróble, kosy, mazurki.
Ja nie chcę wyjeżdżać z Wenecji, chcę tu do końca
życia! To Ewa.
Ja chcę już do domu, to Hania.
Kazik czyta Le Monde.
Ryszard czyta francuski kryminał.
Śmiejemy się, obrażamy.
Zastanawiamy, jak, gdzie , dlaczego.
Och, ajajaj. A niech to.
Świat. My.
Ten włóczęga idzie, co wtedy pytał, what come you
from. Ale na Polonia, poszedł. Nie chciał gadać.
Moczył chustkę kolorową w fontannie, zwijał w tefilin
na czole zawiązywał.
Potem znów moczył.
A potem zniknął.
Bo my na inną ławkę się zapatrzyliśmy.
Nie na ławkę, to mała dziewczynka pobiegła do swojej
mamusi i po chwili obie schowały się za krzaczki.
Mamusia ją podniosła i mała zrobiła siusiu.
Nie patrzcie. Tylko my, babcie, możemy.
Teraz i my już czytamy.
Ja opowiadania Jonathana Carrola, Ewa Annę Bolecką.
Trochę niezadowolona, że upraszcza. Że ta okupacja u
niej zbyt sielankowa.
Ja na Carrola też, że te opowiadania to tylko takie
maźnięcia.
Że jego powieści to ach. Te jego spojrzenia z innych
wymiarów. A tu tylko przedsmaki. Każde prawie o rozpadającym się związku. Hm,
musiał to przeżyć mocno. Tak pisze, jakby go dotyczyło. Autora nie tylko
narratora.
Nasz włóczęga wrócił.
Patrzcie, co robi.
Szykuje się do snu.
Postawił butelkę po winie.
Ma jeszcze łyka.
Nie, chyba pusta.
Zdjął buty.
Ojej, jakie ma poranione nogi!
Bo chodzi bez skarpetek.
Do fontanny z bosymi nogami.
Trochę się zatacza.
Dotarł.
Myje każdą. Starannie.
Wraca na palcach, żeby nie zabrudzić.
Umytych.
Teraz może się położyć. Umył nogi, może spać.
Położył się na boku. Śpi.
Od razu zasnął.
Po tym winie, z umytymi nogami.
Śpi.
Niech śpi.
Kazik patrzy, on mi przypomina takiego aktora.
Bardzo dobrego polskiego aktora, o takim pospolitym
wyglądzie.
No jak on się nazywa. Grał w filmie z dziewczynką.
Zamachowski?
No, jak śpi, wygląda jak Zamachowski.
Ewa, podobny do Zamachowskiego.
Czytamy.
Karabinieri.
Patrzcie, przyszli karabinierzy.
Idą do naszego Zamachowskiego. Ojej, chcą go obudzić.
Jeden go za ramię, ale nasz śpi.
Jej, żeby go nie budzili.
Odchodzą.
Odeszli.
O, jak dobrze.
Usłyszeli nasze achy, mówi Ewa
Nie, zobaczcie, podchodzą znów.
Niech go zostawią.
Taki zmęczony, pijany, gdzie będzie łaził.
Karabinier, ten wyższy, podchodzi zdecydowanym mocnym
krokiem.
Bierze butelkę, odwraca się
i
wyrzuca do śmieci.
Śmiejemy się.
Nasz włóczęga się wyśpi.
A my na dworzec.
Do pociągu.
Arivederci !
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz