środa, 30 maja 2012

PRZED DWORCEM W WENECJI

...



PRZED DWORCEM W WENECJI

Będziemy wyjeżdżać.
Już.
Już?
Szkoda.
Dobrze było.
Jaki dzień?
Pełen.
Pełen wrażeń, widoków, ludzi, patrzeń.
Dobrze, że mieliśmy ten cypelek, mówi Ryszard.      
Tam było niebo, morze, statki.
Kormoran był, mówię.
Odpoczęliśmy.
Wiesz, Kaziku, gdy jestem w takim dalekim świecie, patrzę na ludzi i jeśli przez mgnienie chociaż przypomni mi kogoś znajomego, to wysyłam temu znajomemu piękny widok myślami, teraz Ewę tego nauczyłam i razem tak robimy.
Dogadzasz sobie.
Dogadzam, bardzo to lubię.
No to popatrz, na tamtej ławce siedzi ten aktor, co grał w Lśnieniu Kubrika. W młodości. Jak on się nazywał.
Och, rzeczywiście. Zawsze mam jego nazwisko na końcu języka.
Ewo, jak się ten od Lśnienia nazywał.
Spytaj Ryśka.
A już wiem, Nickolson.
Patrzy na nas. Młody Nickolson.
Popatrz na tę dziewczynę, jakie śliczne tatuaże jej wystają ze wszystkich rękawów i nogawek. Wiją się roślinkami. Ładna taka.
A jej chłopak ma tylko kolczyk, śladu tatuażu. Ona ładna, nie słychać, jak mówią, czarnowłosa. Skąd mogą być?
Ma taką jasną karnację, chyba bardziej z północy.

Dziewczynka.
Ma plastikowy kubeczek, podbiega do fontanny, nabiera wody.
Zobacz, podlewa drzewka.
Małe dziewczynki mają mnóstwo roboty. Trzeba podlać drzewka. Karmić ptaszki.
Gołębie, wróble, kosy, mazurki.

Ja nie chcę wyjeżdżać z Wenecji, chcę tu do końca życia! To Ewa.
Ja chcę już do domu, to Hania.
Kazik czyta Le Monde.
Ryszard czyta francuski kryminał.

Śmiejemy się, obrażamy.
Zastanawiamy, jak, gdzie , dlaczego.
Och, ajajaj. A niech to.
Świat. My.

Ten włóczęga idzie, co wtedy pytał, what come you from. Ale na Polonia, poszedł. Nie chciał gadać.
Moczył chustkę kolorową w fontannie, zwijał w tefilin na czole zawiązywał.
Potem znów moczył.
A potem zniknął.
Bo my na inną ławkę się zapatrzyliśmy.
Nie na ławkę, to mała dziewczynka pobiegła do swojej mamusi i po chwili obie schowały się za krzaczki.
Mamusia ją podniosła i mała zrobiła siusiu.
Nie patrzcie. Tylko my, babcie, możemy.

Teraz i my już czytamy.
Ja opowiadania Jonathana Carrola, Ewa Annę Bolecką.
Trochę niezadowolona, że upraszcza. Że ta okupacja u niej zbyt sielankowa.
Ja na Carrola też, że te opowiadania to tylko takie maźnięcia.
Że jego powieści to ach. Te jego spojrzenia z innych wymiarów. A tu tylko przedsmaki. Każde prawie o rozpadającym się związku. Hm, musiał to przeżyć mocno. Tak pisze, jakby go dotyczyło. Autora nie tylko narratora.

Nasz włóczęga wrócił.
Patrzcie, co robi.
Szykuje się do snu.
Postawił butelkę po winie.
Ma jeszcze łyka.
Nie, chyba pusta.
Zdjął buty.
Ojej, jakie ma poranione nogi!
Bo chodzi bez skarpetek.
Do fontanny z bosymi nogami.
Trochę się zatacza.
Dotarł.
Myje każdą. Starannie.
Wraca na palcach, żeby nie zabrudzić.
Umytych.
Teraz może się położyć. Umył nogi, może spać.
Położył się na boku. Śpi.
Od razu zasnął.
Po tym winie, z umytymi nogami.
Śpi.
Niech śpi.

Kazik patrzy, on mi przypomina takiego aktora.
Bardzo dobrego polskiego aktora, o takim pospolitym wyglądzie.
No jak on się nazywa. Grał w filmie z dziewczynką.
Zamachowski?
No, jak śpi, wygląda jak Zamachowski.
Ewa, podobny do Zamachowskiego.


Czytamy.

Karabinieri.
Patrzcie, przyszli karabinierzy.
Idą do naszego Zamachowskiego. Ojej, chcą go obudzić.
Jeden go za ramię, ale nasz śpi.
Jej, żeby go nie budzili.
Odchodzą.
Odeszli.
O, jak dobrze.
Usłyszeli nasze achy, mówi Ewa
Nie, zobaczcie, podchodzą znów.
Niech go zostawią.
Taki zmęczony, pijany, gdzie będzie łaził.
Karabinier, ten wyższy, podchodzi zdecydowanym mocnym krokiem.
Bierze butelkę, odwraca się
i
wyrzuca do śmieci.
Śmiejemy się.
Nasz włóczęga się wyśpi.
A my na dworzec.
Do pociągu.
Arivederci !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz