fot. Marta Pietraszun
CHEMIK
Dyrektor szkoły kupił
wszystkie dzieła Lenina, żeby ładnie było w pokoju nauczycielskim. Ale pan od
rosyjskiego nie uszanował tego i codziennie potajemnie wsuwał po jednym tomie
do teczki profesora chemii. Dyrektor na radzie pedagogicznej grzmiał, to ja wam
nakupowałem dzieł Lenina, żebyście mieli pięknie, a wy co zrobiliście z tym, a?
Tajoj, krzyknął chemik, taż to u mnie wszystkie dzieła znalazły się!
Oj, nie łatwo mieliśmy z
tym chemikiem. Dziwadło z niego było straszne, ale też nieobliczalne. Szukaliśmy
ciągle pretekstu, żeby mu zrobić na złość. Pamiętam, jak chodził po klasie z
przylepioną taśmą na plecach stuzłotówką. Wydzierał się na nas i stawiał
niespodziewane dwóje za byle co. Tylko
że nie pamiętał nazwisk i kiedy jeden z nas wyjechał z Oleśnicy, a wychowawca
go jeszcze nie wykreślił, wszyscy, którzy podpadli, podawali nazwisko
Wójcickiego. On dostawiał kolejną dwóję, wrzeszcząc ze zgrozą: Taż ty jełopie
jeden, roi ci się od tych pał, a ty nic nie robisz, ciągle głupi? Kiedyś
przyszedł nowy uczeń. Od razu zabrał się za przepytywanie, oczywiście tak, żeby
tamten nic nie wiedział. Zadowolony wlepił dwóję, gdy nagle zaczęliśmy
wrzeszczeć jeden przez drugiego, panie profesorze on jest olimpijczykiem, brał udział w olimpiadzie
chemicznej! To prawda, spytał zdziwiony. Tak, na to purpurowy olimpijczyk.
Chemik skonsternowany szybko przeprawiał dwóję na czwórkę.
Przy okazji alkoholi zawsze
było o ich zgubnych skutkach. Że seksowanie wtedy w głowie i na trawę człowiek
pada, ziemię liże, Nam oczywiście te jego wizje dodawały wigoru i humoru, ale
nie sympatii i szacunku. Chociaż, trzeba przyznać, mimo wszystko do chemii mnie
nie zraził i teraz właśnie prasuję
koszulę (żonie jakoś to kiepsko idzie), żeby dobrze wyglądać w komisji
na obronie doktoratu mojej studentki z tej właśnie dziedziny.
10.05.2012r.
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz