fot. Ola Przekwas
MUSZĘ ZAPOMNIEĆ
Muszę zapomnieć. Nie chcę o nim myśleć. Już
prawie mi się udaje. Pamiętam jego oczy, usta, nos, ale nie pamiętam jego
twarzy. Pamiętam miękkość i kolor jego włosów, ale jak wyglądały, nie wiem.
Pamiętam dotyk jego dłoni, a dłoni nie. Zapominam . Muszę zapomnieć.
Mama kazała
mi opłacić telefon. Na poczcie. Byłam wściekła, wybierałam się na domówkę u
koleżanki i nagle powiedziała w połowie makijażu, że jeśli tego nie załatwię,
mogę nie myśleć o wyjściu do Julki. Zawsze mi to robiła. Wymyślała jakieś
załatwianie spraw, gdy na czymś mi bardzo zależało. I teraz też stałam w tej
kolejce taka niedomalowana i przyglądałam się facetowi w okienku. Był piękny.
Zobaczyłam to po dobrych kilku minutach. Jak złość na mamę spłynęła ze mnie
gdzieś tam na tę szachownicę na podłodze. Że jest piękny. O cudownych
kasztanowych włosach, orzechowych oczach. Uśmiechał się do staruszki, której
wszystko się plątało i uspokajał ją takim ciepłym czułym barytonem. Mamo ty
moja, pomyślałam, kocham cię. Dzięki tobie zobaczyłam najcudowniejszego
mężczyznę na świecie.
Załatwiał
mnie spokojnie i rzeczowo, ale spojrzeniem tylko musnął. Nie zobaczył, nie
zadrżało mu serce. A mnie drżało tak mocno, że urwałam się w połowie imprezy,
żeby tylko móc marzyć o nim. Na drugi dzień pędziłam po szkole, żeby kupić
znaczek i stać w najdłuższej możliwej kolejce i cieszyć się, że ta kobieta
przede mną ma tyle przesyłek. Bo mogłam patrzeć na jego ręce, oczy, potrząsanie
włosami. Dostrzegłam pieprzyk na prawym policzku i usłyszałam, jak z francuska
wibruje jego r. W środę kupiłam
kopertę, we czwartek poprosiłam o
nadanie listu wypełnionego moją miłością. Wreszcie podniósł na mnie wzrok. Gdy
przeczytał na kopercie: Mariusz Domagalik trzecie okienko po prawej. Przyglądał
mi się uważnie, z leciutkim uśmiechem. Uniósł brwi. Skąd nazwisko? Z plakietki
przyczepionej do klapy marynarki. Podstemplował i schował do kieszeni.
Następnego
dnia jego okienko było zamknięte. Wybiegłam przestraszona rozglądając się rozpaczliwie. Był, stał po
drugiej stronie budynku paląc w zamyśleniu papierosa. Podbiegłam zdyszana. Skąd
się tu wzięłaś, Moniko? To było pierwsze jego zdanie do mnie. Od razu było o
czym rozmawiać. Mówiliśmy o filmach, książkach, poezji. O wyjazdach w góry i
nad morze. On musiał zaraz iść, ale następnego dnia, gdy urwał się na papierosa,
znów stałam pod drzwiami. Okazało się, że skończył socjologię i cieszył się, że
w ogóle ma pracę. Gdy wreszcie padło to nieszczęsne pytanie o mój wiek, po
prostu zamarł. Zrzedła mu mina. Ja byłam purpurowa i zawstydzona. Tak chciałam,
żeby mnie kochał, a on odwrócił się i szybko wszedł do budynku. Pisałam do
niego esemesy Leśmianem. Uwiodłam go tym, bo i on uwielbiał Leśmiana. W końcu napisał
mi, że też mnie kocha, że poczeka. Że kiedyś będziemy razem.
Ale cały czas
chodził z tą wstrętną Julitą. Po co, jeśli mnie kochał? W końcu napisała do
mnie na fejsie, żebym się odwaliła od niego. Sama się odwal ty stara babo.
A on pisał.
Co wieczór wysyłał mi fragment jakiegoś wiersza. Mówił o czekaniu i że będziemy
szczęśliwi. Żebym nie płakała. Mama dorwała moją komórkę. Boże, co to był za
krzyk. Nic nie rozumiała. Nie widziała miłości, nie widziała poezji. Krzyczała
o wstrętnym pedofilu. Że to skandal, żeby dwudziestosiedmioletni mężczyzna
uwodził czternastoletnią dziewczynkę. Że złoży doniesienie do prokuratury, że
pójdzie na skargę do jego pracy. Och, jak ja płakałam. Błagałam ją , aby tego
nie robiła, że nigdy się z nim nie spotkam. Przysięgałam, prosiłam na kolanach.
Teraz staram
się zapomnieć, nie myśleć. Chronię go swoją niepamięcią. Jeszcze cztery lata.
5.05.2011.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz