poniedziałek, 18 lutego 2013

SZCZĘŚLIWY KSIĄŻĘ

...


SZCZĘŚLIWY KSIĄŻĘ

Szanowny Panie Profesorze, ostatnio opowiedział mi Pan o swojej ulubionej baśni. Odszukałam ja, nagrałam i wysyłam Panu na dobranoc.
To jednak nie Andersen, a Oskar Wilde. Ten pomnik, który Pan zapamiętał, to pomnik Szczęśliwego Księcia. Nie, nie na końcu jaskółeczka wydłubała mu oczy, żeby oddać biednym ludziom, to było zaraz po tym, jak oddała rubin z rękojeści biednej hafciarce. Tak że on był ślepy niemal od razu. Jego oczami stała się sama jaskółeczka. Latała i wypatrywała biedaków, którym trzeba pomóc. Ogołacała piękny pomnik ze złotych blaszek.
 Opowiadał Pan o tej baśni ze zgrozą i przejęciem. Miałam uczucie, że odezwał się w Panu tamten przestraszony chłopiec, którego tak świat baśni przeraził. Nie wie Pan, dlaczego tę właśnie opowieść tak Pan pamięta? To jest tak, Panie Profesorze, że zapamiętujemy to, co dla nas ważne. Znam Pana jako człowieka niezwykle serdecznego i dobrego. Myślę, że jest w Panu ogromna wrażliwość społeczna, niezgoda na niesprawiedliwość, autentyczna chęć pomagania innym. Ta baśń na pewno uwrażliwiła tamtego małego chłopczyka, którym Pan był, na takie sprawy. A ten lęk przed oślepieniem? To przerażenie, że pozbawienie szmaragdów z oczu Szczęśliwego Księcia, które jaskółeczka oddała biednym, spowodowało całkowita jego bezradność? Och, Panie Profesorze, tyle Pan pracuje oczami, ciągle przy komputerze, rozprawy, dysertacje, recenzje, opinie. Bez tego nie wyobraża pan sobie życia. Oczy podstawą Pana egzystencji. A książki, nie tylko naukowe, filmy?!
Ciekawe też dla mnie było, że nie zapamiętał Pan zakończenia. Otóż na koniec Bóg poleca Aniołowi, żeby przyniósł dwie najcenniejsze rzeczy z miasta i on wybiera pęknięte na pół ołowiane serce Księcia i ciało umarłej jaskółeczki. Wie Pan, dlaczego to umknęło? Sadzę, że ten bardzo religijny obraz oparty na chrześcijańskiej mentalności poświęcenia bezgranicznego, nie współgra z Pana mentalnością. Zresztą ze mną jest podobnie i dlatego tak to odczytuję. Nie ma we mnie potrzeby poświęcania się. Wręcz uważam, że poświęcenie nie niesie niczego dobrego. Bardzo lubię pomagać innym, ale z radością, satysfakcją. Bez cierpienia, umartwiania się i użalania. Nie zawsze jest wesoło, ale to nie cierpienie nadaje wartość pomaganiu, a radość z dawania. Prawda?

18.02.2013r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz