piątek, 13 kwietnia 2012

SIGMA

fot. Ewelina Pędzich





SIGMA

Tak, ja też nie mogę jechać na konferencję. Moja Psineczka niedługo będzie rodzić, nie mogę bidulki samej zostawić. Jest taka delikatna. Na dodatek niedomaga. Zapalenie dróg moczowych. Jakieś kryształki. A nie można przecież jej dać silnych antybiotyków, bo mogłoby to zaszkodzić  szczeniątkom. Mają być trzy. Oby była suczka. Córka już nie może się doczekać. Modli się o to. My tak kochamy psinki. Nasza Sigma jest córeczką naszej poprzedniej suczki Delty. Dlaczego greckie litery? Och, to przez powódź. Tę sprzed dwunastu lat. Ciągle mówiono o rzekach, zakolach, deltach. I ta delta stała się imieniem naszej pierwszej jamniczki. Stwierdziłyśmy z córkami, że nie ma piękniejszego imienia. A jak urodziła córeczkę, to już więcej nie szukałyśmy. Uświadomiłyśmy sobie, że delta to także nazwa greckiej litery i wybrałyśmy Sigmę. To znaczy córki wybrały, ja się wzdragałam. No jakże to? Sigma imieniem dla takiego delikatnej śliczności. Maleńkiej , podpalanej jamniczki. Ale gdy się urodziła i wzięłam ją w dłonie, zobaczyłam to zwinięte w obwarzanek cudeńko, pomyślałam, że wygląda jak literka. Z tym swoim wielkim łebkiem. Wiesz, że Deltusia musiała mieć cesarkę, bo mała miała taką dużą główkę? No a teraz i ona jest w ciąży. Dlatego nie ma mowy o konferencji. Nie mogę jechać. Nie zostawię jej. Takiej delikatnej. Ma mieć trzy szczeniątka. Jeszcze trzy tygodnie do porodu.
A wiesz, jak zdobyłyśmy narzeczonego?  Kiedy maleńka miała dwa latka stwierdziłyśmy, że przyszedł czas na zamążpójście. No więc zaczęłyśmy szukać. U weterynarza, na spacerach, popytywałyśmy po ludziach. Ale albo wykastrowane, albo za duże, wiesz te wielgachne rude jamniki, albo agresywne, szczekające. A jak wszystko by pasowało i ładny, drobny, podpalany jamniczek, to właścicielka jakaś głupawa i niesympatyczna.
Aż kiedyś wracam do domu, a naprzeciwko mnie idzie ładna kobietka w moim wieku z prześlicznym jamnikiem tak podobnym do naszej Simusi, jakby był jej bratem. I podbiega do mnie i się łasi. Ach , jak mi serce załomotało. On i nikt inny!
Zaczęłam mówić do kobiety, żeby nie miała za złe, ale chcę prosić ją o rękę, a raczej łapę jej pieska. Ach jak się ucieszyła! Mówi, że chłopaczek jeszcze nigdy, ale przyszedł już czas, bo zaczyna czuć wolę bożą i kiedy nasza suczka  będzie miała cieczkę, to tutaj jej telefon i zaprasza. Bo koniecznie u niej. Miłość psia powinna być realizowana na męskim terenie .
No i przyszłyśmy. Psiaki oniemiały na swój widok. Zamarły w bezruchu, potem rozmerdały się ogonami, a wreszcie zaczęły się obwąchiwać. W końcu on zaczął oprowadzać ją po mieszkaniu. Biegały przy sobie ramię w ramię, dotykając się bokami. A potem zaczęły się zaloty. Oblizywanie pyszczków, obwąchiwanie. Wreszcie zapragnął ją posiąść, tylko nie wiedział jak i zaczął wchodzić jej na głowę. Właścicielka musiała mu pomóc, pokazać . Ale ciągle nie potrafiły. Postanowiłyśmy je odizolować. Zamknąć w sypialni.  Gospodyni przyniosła im kocyk, żeby było przytulnie i mięciutko,  i wyszłyśmy dyskretnie. Rozgadałyśmy się przy herbacie i cieście, gdy nagle usłyszałyśmy cichutkie popiskiwanie Simusi zza drzwi. O mój Boże. Pieski były sczepione. Odwrócone od siebie, widać, że miłosny akt już nastąpił. A nie mogły się rozłączyć. Co tu robić! Obie zaczęłyśmy głaskać psineczki, przemawiać czule , ona pobiegła po wodę. Pieski się napiły i rozłączyły. Och , tyle emocji. Niestety ciąża się wchłonęła, nie zostałyśmy tym razem babciami.
O wiele lepiej poszło za drugim razem. Również oniemiały z zachwytu . Obwąchały się, tym razem nie tylko pyszczki. Potem przebiegły się ramię w ramię po mieszkaniu. Wreszcie trafiły do sypialni na kocyk. On już wiedział , jak to się robi. Nie było wątpliwości, która dziurka do czego. My na herbatkę, psiaczki do miłości. Pisk Simusi pokazał nam, że już po wszystkim. Niestety sczepiły się tym razem radykalniej. Picie wody nie pomogło. Siedziałyśmy przy nich, głaskałyśmy przemawiałyśmy czule. Zwierzaki się zrelaksowały i rozłączyły. Uf.
No i jest ciąża. Przeżywamy bardzo , oby chociaż jedno było suczką. Tak że nie ma mowy o konferencji. Muszę czuwać nad malutką.

13.09.2010r.
(dżingiel Iga Bielakówna)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz