środa, 4 kwietnia 2012

W TAKSÓWCE

fot.Ewa Świetlik-Amarowicz



W TAKSÓWCE

Bo to ludziom się, kuchnia, wydaje, że na taksówce to się kokosy robi. A ja wszystko sam muszę z tego opłacić i ZUS, kuchnia i podatek, a są dni, że ledwo na codzienne zakupy zarobię i jeszcze człowiek naraża się, kuchnia , na takie pospolite chamstwo, jak są niektórzy pasażerowie. Kiedyś to więcej kultury było, kuchnia. Ja zawsze wśród starszych się obracałem i wiedziałem jedno, że starszym się szacunek należy, a teraz byle gnojek do człowieka per ty gada, chociaż pięćdziesiątkę na karku mam. Albo zagadują jak kretyni, a co pan taki smutny, panie taksówkarzu. To żebym, kuchnia mógł, to bym w mordę dał, tak tego nienawidzę. No żeż gupku, ja po dziesięciu godzinach dyżuru, a ty mnie o nastroje pytasz? Ludzie to sumienia nie mają. A jak pan ma na imię, potrafią spytać. Czy ja kumplem jestem, czy taksówkarzem? Kompletny brak taktu. Nie wiem , co się z tym krajem porobiło.
Z roku na rok coraz, kuchnia, gorzej. Jak zakładaliśmy tą korporację, to dwudziestu nas było i po dwanaście godzin pracowaliśmy. Kręciło się, zarobek był, człowiek jeździł. A teraz co? Sześciu nas, a i tak prawie cały czas stoimy. Jak się jest byłym majorem albo policjantem, jak większość u nas, to żadna sprawa, że są przestoje, gdy dziesiątego pan listonosz puk, puk z emerytką. Ale tacy jak ja mają przechlapane. Wszystko na własne konto.
 A jak słyszę, płacę i wymagam, to bym tak przyłożył, gdybym tylko mógł, kuchnia. Paniska, świńskie ryje, człowiekiem pomiatają , bo płacą. Wsadźcie sobie takie płacenie w dupę, jak człowieka ciężko pracującego nie szanujecie. A ja od trzech lat nie dałem rady na urlop zarobić. Kuchnia.

31.12.2010r.
(dżnglowanie  Marty Andrzejczyk)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz