czwartek, 5 stycznia 2012

PO SYLWESTRZE

fot.Ewa Świetlik-Amarowicz  

PO SYLWESTRZE

Nie było jego torby na szafce w przedpokoju. To dobrze, nie ma go.
- To co dziewczyny trzeba zrobić?
- Może odkurzysz kanapę i fotele?
Rzeczywiście, jakby przeszedł tajfun po tym sylwestrze. Syf. Brud, butelki porozwalane, wszędzie pety, przewrócone krzesła, poszarpane narzuty. Od razu zabrałam się do roboty . Chciałam szybko to odwalić. Nie być tutaj dłużej w tym okropnym miejscu, gdzie to się rozegrało.
Byliśmy przecież tak cudowną parą, wszystko układało się  idealnie. Spotykaliśmy się codziennie. Gadaliśmy, oglądaliśmy razem filmy, chodziliśmy po mieście, nad jezioro. Wszystko mogłam mu powiedzieć, a ja dla niego byłam całym światem. Tak mi mówił . Miesiąc temu, gdy miałam taki straszny ból zęba i pojechałam na pogotowie, pielęgniarka spytała, czy pan jest z dziewczyną, czy z żoną? To on powiedział „z żoną”. A wczoraj w czasie sylwestra , całował się z tamtą Andżeliką. Co to za dziewczyna. Przecież kiedyś też ją ktoś porzucił, przecież ona też cierpiała. Znając tak straszne cierpienie, jak można zrobić komuś coś tak potwornego. Zabrała go, w jednej chwili. Pociągnęła za marynarkę i wciągnęła do tamtego pokoju. Poddał się jej całkowicie, miał ogłupiałe oczy. Zawołałam: Dawid! Nie zareagował. Nic nie słyszał. Siedziałam jak skamieniała w tej mojej najpiękniejszej sukience, którą mama mi kupiła na sylwestra. Miał to być prezent dla niego. Ja w tej sukience. Nie zauważył jej. Szedł za tamtą do drugiego pokoju. Tak się bałam. Nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam jakby w zupełnie innym filmie. To nie był film o mnie , ani o nim. Bohaterami byli jacyś obcy ludzie. Gdzie mój Dawid? Mój chłopak się uśmiechał, jeździł raz w tygodniu do babci, żeby się nią opiekować, gotował ze mną risotto i całował mnie w tańcu. Ten okropny facet był pijany, mówił wulgarnie i obleśnie, całował się publicznie z Andżeliką , a na mnie patrzył szklanym wzrokiem.
Gdy po kilku niekończących się wiekach wreszcie wyszli, podeszłam do niego i powiedziałam, że idę do domu, żeby mnie odprowadził. Wiesz, ja zostaję, ale ty idź , jak chcesz. Co on mówi?! Nigdy mnie samej nie wypuszczał nocą. Nawet ulicę dalej mnie odprowadzał, a teraz w sylwestra, gdy tyle pijanych ludzi, a do domu tak daleko, on mi takie słowa? Wybiegłam zapłakana, zrozpaczona. I wtedy zaczęły się fajerwerki. Nowy rok. Stanęłam zapatrzona w niebo. Wszystko we mnie zamarło. Nie wiedziałam, gdzie jestem, kiedy jestem, kim jestem. Z okolicznych domów wybiegali ludzie. Z mieszkania Andżeliki też wypadli goście. Pijani, posczepiani w wulgarne pary. Łzy zamarzały mi na mrozie. Oni też się wytoczyli. Michał szarpnął Andżelikę, która wywaliła się w śnieg z pijanym śmiechem. Wtedy Dawid, zaczął bić się z tym chłopakiem, pięściami, z zawziętością. Mój Dawid nigdy by tego nie zrobił. Był wrogiem przemocy i agresji. Uważał, że wszystkie spory należy rozstrzygać pokojowo. A ten facet wył, bił i przeklinał. Gdzie ja byłam! Gdzie ja byłam! Patrzyłam na jego pokrwawione pięści i chciałam nazbierać śniegu , żeby mu przyłożyć. Ale on mnie nie widział, podszedł do tej dziewczyny. Podniósł ją, taką wulgarną, wyjącą z tego pijackiego śmiechu, ciągnął do domu.
Nie wiem , jak się znalazłam w swoim pokoju i nie wiem, jak znów znalazłam się tutaj, w tym strasznym miejscu mojego upodlenia.
- Cześć, co ty tutaj robisz?
Boże, to on. Stoi z kotem na rękach w jakichś cudzych kapciach, z palców ma pościeraną skórę. Tak chciałam je obłożyć śniegiem…

(dżingiel Marta Andrzejczyk)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz