poniedziałek, 26 grudnia 2011

STO DZIESIĘĆ PROCENT

fot.Agnieszka Sobania


STO DZIESIĘĆ PROCENT

Wigilia? Trochę to dla mnie kłopotliwe. Lepiej by opowiedziała żona. To taki czas wielkiego zamieszania, zaabsorbowania.  Wszyscy w ciągłym pędzie, zmęczeniu. Ja nie biorę w tym udziału. Czytam. Wolałbym tego unikać. Ale trudno, rodzina potrzebuje. Nie będę się wtrącał. Bo jak się wtrącam, to przeszkadzam. Więc sobie czytam i czekam. No, mam jedną funkcję: skrobię marchewkę do ryby po grecku. Potem na dwóch talerzach wozimy do rodziców na dwie Wigilie. Musiałem mocno się postawić, bo żądanie ciągłego jedzenia jest tam jak tuczenie gęsi, z przepychaniem przez szyje. Najpierw meczą jedni, potem drudzy. Teraz już nie tak bardzo, bo postawiłem ostre veto.
Kiedyś spróbowaliśmy to jakoś scalić i zaprosiliśmy obie rodziny do nas . Nie wypaliło, różne tradycje, zwyczaje. A więc jeździmy. Dzieci się cieszą, pewnie. Dlatego to robimy, inaczej byśmy gdzieś wylecieli na Bahamy. A tak razem z rodzinami. Niech mają.
Prezenty to kłopot. Wszystko mamy, w stu procentach, a może nawet w stu dziesięciu. Kupić coś sobie? Nie wiadomo co. Ja już niczego nie potrzebuję, Mam. No, może samolot by się przydał. To pożyczanie na dłuższą metę jednak krępujące.  Ale ostatnio udał mi się prezent dla żony. Och, jak się ucieszyła. Dostała ode mnie kupon na owczarka belgijskiego. Zawsze o nim marzyła. Wprawdzie już mija rok, a jeszcze nie zrealizowała, bo nie ma czasu, nie miałby się kto zajmować psem, ale radość z kuponu przeogromna. Tak, ten prezent to był strzał w dziesiątkę.

(śpiewają aktorki Białego Teatru w Teatralnym Spichlerzu 19 grudnia 2011)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz