piątek, 23 grudnia 2011

Z BALKONU


Z BALKONU

            Dwanaście potraw. Tak, zawsze robiłam dwanaście. Uszka z grzybami, kapustą, karpie. Barszcz, sałatki. I jak byliśmy w Szwajcarii też zasuwałam w kuchni. Już od dwóch dni. Byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Georg właśnie przyszedł z winem, koniakiem i szampanem. Miało być dużo gości, szykowaliśmy się na huczne święta. Zanieś na balkon, zawołałam, tutaj nie ma miejsca. Dobrze, postawię pod stołem, bo śnieg pada.

            Wtedy przyjechał Karel przyjaciel męża. Nie wiedziałam, że zaznaczy się tak bardzo w moim losie. Że będzie namiętność, porzucenie, mnóstwo cierpienia, podarte życie. Wtedy przywitaliśmy się miło i poszedł od razu spać. A ja z kolejnym garnkiem na balkon. Popatrzyłam odruchowo pod stojący tam stół i oniemiałam. Nie było butelek, które postawił mąż, tylko mokre kółka, ślady denek. Coś ty zrobił z alkoholem? No jak to, stoi pod stołem, zawołał. Nie było. Dookoła bieluteńki, świeży śnieg, a po stołem ślady po butelkach. Budziliśmy przerażonego Karela. Nie wiedział, o co chodzi. Zresztą ja bym widziała z kuchni. Nie mówiąc o psie , który tam leżał.
            To święta, nie było szansy na kupienie nowych. Zadzwoniliśmy do przyjaciela. Wiedzieliśmy , że ma zasobną piwniczkę i rzeczywiście po godzinie był już z dwoma torbami rozmaitych alkoholi. Gdzie mam postawić? –zawołał. Na balkonie, pod stołem, dobrze? Słyszałam, jak próbuje przejść przez rozwalonego Dżeka, otwiera drzwi i nagle: Chyba przesadzacie z tą ilością, pod stołem stoi cała bateria butelek. Podbiegliśmy do niego z Georgiem. Rzeczywiście. Dokładnie w tych samych miejscach idealnie dopasowane do śladów stały alkohole kupione przez męża. Jakby nigdy stamtąd nie zniknęły. Gapiliśmy się z otwartymi ustami. To było niewiarygodne. Śnieg był idealnie nieskazitelny wokół. Zniknęły i pojawiły się znów z innych wymiarów? Gdy ochłonęliśmy, zaprosiliśmy przyjaciela na Wigilię. Za alkohole podziękowaliśmy.
            Obudzony ponownie Karel był pewny, że to mu się śniło. Wszystko było pyszne, ale póki nie wypiliśmy, czuliśmy się bardzo nieswojo.
            Teraz wiem, że to było ostrzeżenie, to zniknięcie alkoholu. Taki wigilijny cud. Ostrzeżenie, abym się trzymała z dala od Karela. Szkoda, że wtedy tego nie wiedziałam.

(śpiewa, w Teatralnym Spichlerzu oczywiście, Marta Andrzejczyk)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz