środa, 29 lutego 2012

OPAKOWANIE

...


OPAKOWANIE

Czułam się jak puste opakowanie. Jakby ktoś wyjął z pudełka całą zawartość i resztę wyrzucił. Takim pustym pudełkiem byłam.
Stara jestem, tyle już przeżyłam, a taka nagle zrobiłam się kochliwa. Marzę o jakimś miłym facecie, który by był ze mną.  Tak zwyczajnie. Ale chyba już nic z tego nie będzie.
Najpierw Piotr. Pojawił się na portalu, na który często zaglądałam, i od razu przypadliśmy sobie do gustu. Okazało się, że oglądamy te same filmy, kochamy tę samą muzykę i śmiejemy się z tych samych dowcipów. Przestałam być sama. Goniłam po pracy do domu, żeby szybko dorwać się do komputera i gadać, gadać, gadać z nim bez końca. Taka byłam szczęśliwa, gdy zaproponował spotkanie. A jak mnie przytulił, oszalałam. Ciągle chciałam być w jego ramionach. Nie mogłam się doczekać, kiedy przestanie się ze mną kochać, bo potem mnie przytulał. Zasypiał opatulając mnie sobą.
            No tak, z tym kochaniem. Nie wiem , co to orgazm. Kiedyś myślałam, że to przez mojego pierwszego. Straszny typ. Wpadłam z nim , gdy miałam osiemnaście lat, natychmiast ślub i codzienność, pełna udręk i kłopotów. W Anglii poznałam mojego drugiego męża. Myślałam , że się już nie dam na nic nabrać. Ale dałam. Powiedział do mnie kochanie. Był pierwszym człowiekiem, który tak mówił. Matka mówiła do mnie gówniaro, mąż głupia babo. A on kochanie. Jakże mogłam się nie zakochać? Długo nie widziałam jego lenistwa, wykorzystywania mnie. Uśmiechał się i mówił kochanie, a ja na wszystko się zgadzałam. Dopóki nie popadł w takie długi, że musiałam wszystko odciąć i uciec, zrujnowana. Z nim seks też był do niczego, ale wystarczało mi jego bajerowanie. Ach, kretynka ze mnie.
Piotr po trzech randkach, nagle zaniemówił na portalu. Nie wiedziałam dlaczego. Wymyślałam tysiące przyczyn. Umierałam z przerażenia, że coś mu się stało. Gdy nagle pojawił się Albert. Dawny znajomy mojego męża. Spotkaliśmy się przypadkowo, umówiliśmy do kina, na spotkanie, do łóżka. To łóżko to oczywiście moja kurtuazja w stosunku do niego, bo ja wolę trzymanie za rękę. Ale w tych damsko-męskich relacjach jakoś wypada. Astrolożka, do której chodzę, mówiła, że pasujemy do siebie idealnie. Pod każdym względem. Ja też tak czułam. Cudownie mi z nim było. Właśnie tak, jak marzyłam. Bezpiecznie, serdecznie, ciepło.  Więc dlaczego, dlaczego tak z dnia na dzień przestał się odzywać? Wyjął wszystko ze mnie, jak z pudełka i takie puste wyrzucił.
Takie puste opakowanie na śmietniku.
Tylko sny, sny. Ja mam takie sny, które mi odwracają wszystko. Że może nie jestem jednak sama?
Otworzyłam skrzynkę na listy. Była w niej żółta, świecąca koperta. Rozerwałam ją, a w niej głos: Jak to dobrze, że jesteś. Co za uczucie, co za cudowne uczucie! Dobrze, że jestem? Jestem komuś, światu, potrzebna? Albo ta dłoń. Gdy Albert zamilkł, a ja stałam się tym opakowaniem, poczułam we śnie dłoń, która głaskała mój policzek z czułością i słowami : Nie martw się, wszystko będzie dobrze. I taki błogi spokój mnie ogarnął. Taki spokój.
I jeszcze jeden sen. Śmieszny, głupiutki. Bo malusieńki centymetrowy niebieski słonik chodził po mojej twarzy i głaskał mnie trąbą. A mnie było tak słodko, tak cudownie.
Więc może nie jestem tylko opakowaniem. Może jeszcze do czegoś komuś lub czemuś posłużę? Może jeszcze będę szczęśliwa?

26.01.2011r.

(dżingiel Marta Andrzejczyk)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz